~~§~~
Często myślimy o tym, co by było gdyby... Wiele jest chwil, w których postąpilibyśmy zupełnie inaczej. Po przemyśleniu wiemy, że podjęta decyzja była zła.Larry wiedziała, że nie powinna cieszyć się z tej ciąży. Ale nie umiała opanować pozytywnych emocji. Od dłuższego czasu chodziła z uśmiechem na twarzy. Cała ta sytuacja dała jej nie tylko małą istotkę, ale i chłopaka godnego pozazdroszczenia. Miała wrażenie, że z Mario naprawę może wejść na wyższy poziom znajomości. Teraz była tego niemal pewna.
Wygładziła meczową koszulkę Borussi Dortmund i ze śmiechem, patrząc w lustro odwróciła się. Po raz setny zaczęła podziwiać idealnie naprasowaną dziesiątkę z nazwiskiem - "Götze". Opuściła powieki, kiedy przez jej ciało przeszedł bliżej niezidentyfikowany dreszcz. Wyobraziła sobie twarz zadowolonego piłkarza strzelającego bramkę. To wystarczyło, by całym sercem pragnąć zwycięstwa żółto-czarnych. Nigdy nie myślała, że postanowi pojawić się na stadionie piłkarskim, w dodatku jako kibic. A teraz nie wyobrażała sobie przegapienia podobnego wydarzenia. Jeden zawodnik był dla niej zdecydowanie zbyt ważny, by tak po prostu odpuścić.
Ostatnio sporo myślała. Nie miała na to wiele czasu, bowiem spędzała go z zabieganą Lexie lub zatroskanym ojcem jej dziecka, ale jednak udało się znaleźć parę chwil tylko dla siebie. Nie mogła odpędzić niektórych stwierdzeń, niekiedy naprawdę trafnych. Od razu zauważyła, że nie byłaby w stanie odmówić młodemu pomocnikowi czegokolwiek. Mogłaby za nim nawet wskoczyć w ogień. Wcześniej gubiła się w jego towarzystwie, teraz patrząc w czekoladowe oczy Niemca czuła stado motyli umiejscowionych blisko żołądka. Dawały o sobie znać niezwykle intensywnie z każdym jego dotknięciem, muśnięciem jej delikatnej skóry.
W podświadomości brunetki rozległo się pukanie do drzwi, na które momentalnie spojrzała.
- Mogę wejść? - doszedł ją głos narzeczonej Reusa.
- Jasne.
Blondyna wślizgnęła się do środka ze szczerym uśmiechem. Jej strój różnił się niewiele od ubrań Kedro. Chyba jedynie tyłem koszulki.
- Marco nie będzie zadowolony - westchnęła przyszła matka nieznacznie wskazując na swoje plecy. Skrzywiła się lekko, jednak nie trwało to długo.
- Że tak powiem, miej to w dupie. Nie jego sprawa, z kim się umawiasz.
Langer zdążyła zauważyć, że dzięki kłótni przyjaciół, mocno zbliżyła się do kuzynki własnego partnera. Zawsze ją lubiła, ale nigdy nie stawiała na miejscu przyjaciółki. Teraz sytuacja odmieniła się niemal o sto osiemdziesiąt stopni. Nie wyobrażała sobie wieczorów bez pogawędek z roześmianą dziewczyną, zawsze wiedzącą, co powiedzieć, jak doradzić. Można więc uznać, że bezpodstawna w pewnym sensie sprzeczka przyniosła jednak coś niezwykle dobrego. Zresztą jak zawsze, każda sytuacja posiada zarówno plusy, jak i minusy.
- Masz rację - mruknęła Laurence odgarniając włosy z twarzy. - Jedziemy?
- Oczywiście.
Nie trzeba chyba pisać, że droga minęła w naprawdę dobrej atmosferze. Obie wiedziały, co się święci, ale żadna się tym nie przejmowała. Miały zamiar spędzić miły dzień ciesząc się meczem drugich połówek. Choć jedna z nich nie do końca wiedziała, czy może użyć takiego określenia.
Raczej nie powinna.
***
Na stadionie panowała cudowna
atmosfera. Kibice od godziny zajmowali wyznaczone im miejsca i
skandowali imiona zawodników ich ukochanej drużyny. Całe żółto-czarne
pola majaczyły na trybunach wykrzykując zwroty w rodowym języku. Co
jakiś czas z tłumu wyłaniały się flagi innych państw, najczęściej
Polski, Holandii i Belgii, aczkolwiek dzisiaj dało się dostrzec dwie
hiszpańskie i jedną francuską.
Mario
kochał ten stan. Z kolegami nazywali go oszołomieniem przedmeczowym.
Twoje nogi ledwo trzymają się podłogi, w głowie masz pustkę i tylko
czekasz, aż ludzie wierni jednym barwom od lat zaczną chóralnie wykrzykiwać twoje nazwisko. Ale nie
dzisiaj. W tej chwili zamartwiał się na śmierć nie wiedząc, czy dziewczyna jego marzeń pojawi się na widowni.
Pozostawiła go w zupełnej niepewności. Chciał, by usiadła obok Lexie w jego koszulce, krzycząc, dopingując, ciesząc się tym meczem jak niczym innym. To byłby dla niego najlepszy prezent na świecie. A tymczasem mogła nawet nie włączyć telewizora na odpowiednim kanale. Ta myśl go najzwyczajniej w świecie dobijała.
Pozostawiła go w zupełnej niepewności. Chciał, by usiadła obok Lexie w jego koszulce, krzycząc, dopingując, ciesząc się tym meczem jak niczym innym. To byłby dla niego najlepszy prezent na świecie. A tymczasem mogła nawet nie włączyć telewizora na odpowiednim kanale. Ta myśl go najzwyczajniej w świecie dobijała.
Powolnym krokiem wyszedł z szatni w klubowym stroju. Od dobrej godziny słuchał, a raczej udawał, że to robi bezsensownej paplaniny İlkaya.
-...i
wiesz, nagle wskoczył, ubrany cały na czarno, normalnie jak ninja jakiś
i okazało się, że to baba po czterdziestce. Kumasz to?! Bo ja nie. A
był, czy tam była, nieważne już... - i tak w kółko, ciągle o niczym.
Przez
ostatnie dwadzieścia cztery godziny myśli reprezentanta Niemiec zajmowała jedna sprawa. Matka jego nienarodzonego dziecka. Znali
się krótko, to prawda. I nie mieli zbyt wielu rozmów za sobą, jednak
Götze wierzył, że może ją kochać. Faktycznie, to
uczucie było w pewnym stopniu spowodowane poczuciem winy, jakie go
ogarnęło, ale mimo wszystko istniało. Stawiał jej szczęście ponad własne życie. Chyba wystarczy, by utwierdzić się w przekonaniu co do chorej miłości tętniącej w żyłach młodego pomocnika.
Po chwili coś niezwykle mocno przygnębiającego wyrwało go z zamyślenia.
Po chwili coś niezwykle mocno przygnębiającego wyrwało go z zamyślenia.
Spojrzał na byłego przyjaciela ze zbolałą minął. Reus rozmawiał
z Łukaszem, pewnie o nadchodzącym spotkaniu z szerokim uśmiechem na twarzy.
Mario zawsze mu zazdrościł. Miał wszystko, czego facet w tym wieku może
pragnąć. Przyjaciół, piękną narzeczoną, ślub zapasem i szczęście w
miłości. Pewnie za jakieś dwa lata zostanie ojcem, za pięć na świat
przyjdzie kolejny jego potomek, a za piętnaście będą oglądali, jak mały blondyn strzela bramki w juniorskich drużynach.
Chłopak
szybko odwrócił wzrok, by nie patrzeć na tę scenę. To było dla niego zbyt
wiele.
- Patrz, twój skarb przyszedł - odparł İlkay marszcząc nieznacznie czoło.
Szatyn bez zastanowienia odwrócił się, by zobaczyć, o co chodzi. Wreszcie Gündoğan powiedział coś ciekawego.
Szatyn bez zastanowienia odwrócił się, by zobaczyć, o co chodzi. Wreszcie Gündoğan powiedział coś ciekawego.
Stała
tam, uśmiechnięta, z zaczerwienionymi policzkami. Jej włosy pasmami opadały na ramiona, a klubowa, żółto-czarna
koszulka idealnie pasowała do otoczenia. Mario wytrzeszczył oczy. Jego część stroju, którą niegdyś dał klubowej jedenastce, z dziesiątką na plecach wyglądała na niej olśniewająco.
Serce
zabiło mu mocniej, a puls gwałtownie przyspieszył. Poczuł przypływ
energii i radości związany z ową, mimo wszystko dość dobrze mu znaną brunetką. Gorąc nie
dawał mu spokoju, jakby ktoś nagle mocno podkręcił ogrzewanie.
Powoli ruszył do przodu, by stanąć z nią twarzą w twarz.
- Cześć - wydusił biorąc głęboki wdech.
- Hej.
Kontem oka zauważył furię w oczach Marco i Lexie, która szybko odciągnęła go od pary. Miał ochotę wybuchnąć śmiechem, jednak powstrzymał się w dosłownie ostatnim momencie.
- Cieszę się, że jesteś. Przyniesiesz nam szczęście.
- Oby. Mój pierwszy mecz i liczę na sukces - uśmiechnęła się promiennie ukazując małe iskierki tańczące w ciemnych tęczówkach jej oczu. Piłkarzowi nie pozostało nic innego jak udawać, że ten widok wcale nie doprowadza go do stanu omdlenia.
- Ślicznie Ci w niej - wskazał górną część garderoby dziewczyny nieświadomie unosząc kąciki ust ku górze. Zresztą przy niej nie umiał być przygnębiony, zbyt wiele dla niego znaczyła.
- Dziękuję. Małemu będzie jeszcze ładniej - skomentowała przykładając dłoń do brzucha.
Pomocnik się zaśmiał.
- Małej, takie delikatne sprostowanie.
- A ty nadal swoje - odparła kręcąc głową. - Zawsze myślałam, że faceci z twojego świata chcą mieć synów.
Zmarszczyła brwi zniesmaczona własnym słownictwem. Trochę źle się wyraziła, była o tym niemal przekonana.
Zmarszczyła brwi zniesmaczona własnym słownictwem. Trochę źle się wyraziła, była o tym niemal przekonana.
- W takim razie jestem odmieńcem. Marzę o córeczce tatusia.
Larry
nie wiedziała, co powiedzieć. Płeć dziecka była tak naprawdę obojętna, ale od
kilku dni w jej wyobrażeniach pojawiał się trzyletni Götze junior
biegający z tatą po boisku. Chłopiec idący w ślady ojca, grający w piłkę, bawiący się autami, na każdym kroku towarzyszący mężczyźnie, który go spłodził. Jak widać nie każdy miał takie same nadzieje.
Po
chwili Mario rzucił krótkie "widzimy się później" i stanął w rządku
szykując się do wyjścia na murawę. Kedro nie zostało nic innego jak
odszukać Lexie i zając swoje miejsce na trybunach. Zmierzając korytarzem
myślała tylko o jednym. Czy piłkarz naprawdę aż tak bardzo ekscytował
się wizją własnego potomka.
***
Marzenia sprawiają, że zapominamy o rzeczywistości, dodają
kolorów, uskrzydlają, uczą nas walki i radości z życia.
Sprawiają, że możemy poznać smak zwycięstwa, dumy, że udaje
nam się osiągnąć to, czego pragniemy. Piłkarz przeżywa coś podobnego za
każdym razem wychodząc na murawę własnego stadionu. Otaczają go
barwy klubu, który kocha najmocniej na świecie, czuje, jak podeszwy
butów zatapiają się w podłożu dobrze przygotowanym na dzisiejsze
spotkanie, przechodzą go dreszcze, gdy kibice zaczynają skandować jego
imię, przypominają, że pamiętają i kochają mimo wszystko.
Mario
Götze był piłkarzem kompletnym. Posiadał wspaniałe umiejętności, których
niejeden kolega mógł pozazdrościć. Uwielbiał Dortmund mimo wrogiego miejsca swojego urodzenia. Bo biorąc
to pod uwagę, był Bawarczykiem. I szczerze się za to nienawidził.
Pieniądze nie stanowiły dla niego oporu przed zostaniem w Borussia,
wolał grać tutaj za milion, niż w Bayernie za dziesięć. Krótko mówiąc
jako jeden z niewielu kopał piłkę z pasją, a nie myślą, że mu za to
płacą.
Kiedy rozbrzmiał pierwszy gwizdek sędziego, piłkarze
zaczęli tworzyć nową historię. Już w dwunastej minucie padł pierwszy
gol. Weidenfeller zbyt brutalnie potraktował napastnika drużyny
przeciwnej podcinając go wślizgiem, przez co wyleciał z czerwoną kartką i
karnym dla Herthy. Mitchell szybko wciągnął klubową koszulkę i złapał
rękawice, po czym truchtem przybiegł pod bramkę wchodząc na boisko za
Ramosa. W jego głowie aż się kotłowało. Nienawidził tego stanu, kiedy
ktoś strzela karne między słupki przez niego bronione. Niby to nie golkipera się za to
obwinia, ale rezerwowy dortmundzkiej drużyny zawsze miał wyrzuty
sumienia. Tym razem też nie wyszło. Jeden do zera dla przeciwników.
Wszyscy Borussen zamarli z nadzieją na wyrównanie, które jednak nie
nadchodziło. Los odmienił się dopiero w czterdziestej czwartej minucie. Nasz Mario podstępem odebrał piłkę obrońcy z Berlina i w
sytuacji jeden na jeden z bramkarzem, jeszcze sprzed pola karnego lobem
wbił futbolówkę do siatki. Cały stadion huknął radościom.
Po
przerwie Borussia stała się bezlitosna zadając gościom kolejne ciosy.
Najpierw Ciro z dystansu, później dwa razy Aubameyang i na koniec Götze
zdejmując piłkę z nogi defensora, nawet nie patrząc na bramkę z całej siły
kopnął ją przed siebie. I trafił! Mecz zakończył się wynikiem
pięć do jednego, a zadowoleni zawodnicy, po przybiciu paru piątek i
wymianie uścisków, zeszli z boiska po raz kolejny pokazując, jak tworzy
się żółto-czarną historię.
- Niezły łomot dostali! Aż im w tyłki poszło! - krzyknął Gündoğan z niewyobrażalnie szerokim uśmiechem.
- Mówi się w pięty - skomentował Marco kręcąc głową.
-
Mniejsza z tym. To takie piękne widzieć... - i zaczął się kolejny wywód İlkaya z serii "nie musisz mnie słuchać, ale mam nadmiar słów na
języku". Szatyn pokręcił głową i oparł się o ścianę.
- A ty co taki markotny? Przecież to twój czas - Mitch nie lubił owijać w bawełnę.
-
Jaki czas? Ze wszystkimi się kłócę - skwitował Mario kładąc dłoń na
czole w geście bezradności. Miał dość tego zamieszania. Chciał wreszcie
ułożyć sobie życie. Za każdym razem, gdy jego wzrok lądował na
przyjacielu, stawała mu przed oczami dokładnie ta sama scena. Kiedy Reus
przyszedł do Borussi, pierwszy trening i chwila, w której się poznali.
Wychowanek BVB przypadkowo przyłożył mu w bardzo czuły u facetów punkt,
co spotkało się z masą niechcianych łez i chichotów, jednak jak widać
wszystko dobrze się skończyło. A później znów rozwaliło.
- Tak?
Nawet z nią? - Langerak wskazał jakiś punkt za piłkarzem, ale ten nie
musiał się odwracać, by wiedzieć, o kogo chodzi. Serce zabiło mu
szybciej, instynktownie przełknął ślinę w geście zakłopotania. Po chwili
zawahania zerknął przez ramię i mimowolnie się uśmiechnął. Miał
wrażenie, że z każdym kolejnym razem, kiedy ją widzi, staje się
piękniejsza.
- Z nią nie - szepnął, po czym ignorując kolegę z drużyny ruszył przed siebie.
Larry
zauważyła go po chwili i z delikatną iskierką w oku, która
symbolizowała piękne uczucie w kierunku Götze przyspieszyła kroku. Bez
zbędnych ceregieli zarzuciła ręce na szyję Niemca i utonęła w uścisku
chłopaka. W takich chwilach zapominała o wszystkim, co było dookoła.
- Jesteś mokry - zaśmiała się.
- Spocony - sprecyzował chowając twarz w ciemnych włosach dziewczyny.
- Czyli mokry.
-
I mimo wszystko się do mnie przytulasz - delikatnie odsunął się
od niej i spojrzał w jej oczy. Lśniły w świetle lamp jak gwiazdy na
niebie. Uśmiechnął się delikatnie, po czym powoli zaczął przysuwać swoje
usta ku jej. Kierował nim nagły przypływ odwagi, emocje związane z
wygraną. Sam nie do końca wiedział, co się dzieje.
Ale jak to często bywa, szczęście nie chce do nas
przyjść. Wstrętna, odstawiona dziennikarka podstępem wsunęła mikrofon
między parę z krzywym uśmiechem na twarzy. Zazdrość robi swoje, a
piłkarze doskonale zdają sobie sprawę, po co kobiety pracują w tym
zawodzie.
- Czy mogę zadać kilka pytań? - te słowa uderzyły w
brunetkę. Zaczerwieniona odskoczyła do tyłu, by później niespokojnie
patrzeć na Mario spod wodospadu swoich włosów.
- Niech będzie - mruknął zniesmaczony.
-
Czy jest pan zadowolony z wyników drużyny w obecnym sezonie? -
delikatnie się zawahała, jakby doskonale zdawała sobie sprawę z faktu,
iż pojawiła się nie w porę, jednak zaraz ukryła to pod falą słów
wypływających z jej ust.
- Nawet bardzo.
- Przegraliście pierwsze spotkanie. Jaka była atmosfera na...
- Porażki zdarzają się nawet najlepszym - skomentował krótko. Dziennikarka zaczynała się irytować.
- A dzisiejszy mecz? Chce go pan jakoś skomentować?
-
W sumie... tak - kobiecie zaświeciły się oczy. Może wreszcie wyciągnie
coś od niedostępnego reprezentanta Niemiec! Prawda była taka, że nie lubił udzielać wywiadów, dlatego większość "newsów" na jego temat
była zwyczajną plotką. - Początek zawaliliśmy, to prawda. Cofaliśmy się
na własną połowę, nie atakowaliśmy. Jednak w końcówce pokazaliśmy nasze
oblicze i jestem z tego dumny. Daliśmy do zrozumienia przeciwnikowi, co
to znaczy grać z Dortmundem. I chociaż bardzo cenię każdy klub z
Bundesligi, to Borussia zawsze była, jest i będzie dla mnie najlepsza.
Tyle w temacie.
Przedstawicielka brukowca o sporcie znów spuściła głowę.
-
A dwie bramki? O czym pan wtedy myślał? - chciała go podjeść, jednak
każdy znał takie sztuczki. Tym razem jednak ustąpił. Zrobił to nie
dla niej, ale dla kibiców, którzy z całą pewnością chcieliby wiedzieć.
-
Obydwa gole dedykuję swojemu nienarodzonemu dziecku i jego matce. Są
dla mnie ostoją, pokazują, co w życiu liczy się najbardziej.
Zarówno
blondynka, jak i kamerzysta ze sprzętem na ramieniu zamarli. Chyba nie
wierzyli własnym uszom, bo ich oczy jeszcze nigdy nie były tak wielkie.
- Przepraszam... jak to dziecku?
-
Zostanę ojcem, tyle wystarczy? Czy potrzebuje pani dokładniejszego
kursu? - Mario uśmiechnął się obejmując Larry w talli. Przyciągnął bliżej siebie z błogim uczuciem, że wreszcie może ogłosić to
światu.
- Nie, dziękuję za rozmowę - odparła pokazując gestem mężczyźnie po swojej lewej, by wyłączył sprzęt.
Piłkarz
tylko przybrał uśmiech na twarz, po czym bez zbędnego komentarza
odwrócił się na pięcie i razem z ukochaną ruszył przed siebie.
Ukochaną, to brzmi naprawdę wspaniale.
_______________
Jest dłuższy? Jest! Osobiście go nawet nie komentuję, pisany pół roku temu z małymi poprawkami, ale i tak widać różnicę. Niestety. Wybaczcie, jednak nie umiałam napisać go jeszcze raz. Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła.
Jest dłuższy? Jest! Osobiście go nawet nie komentuję, pisany pół roku temu z małymi poprawkami, ale i tak widać różnicę. Niestety. Wybaczcie, jednak nie umiałam napisać go jeszcze raz. Szkoła, szkoła i jeszcze raz szkoła.
Pewną część tego opowiadania zakończyliśmy, dlatego mam smutną wiadomość... następny rozdział za 3 tygodnie, 8 lutego! Ale obiecuję, że później będą pojawiały się tak jak teraz, co tydzień. Mam nadzieję, że mi wybaczycie, jednak do ferii jeszcze dwa tygodnie, przez które będzie ścisk ;// I pewnie sami wiecie o tym najlepiej.
Teraz pozdrawiam i życzę miłego czytania! ;*
Jeeeju Mario wkońcu powiedział o Larry ;))))) Mam nadzieję ze na swiat przyjdzie Götze junior xD Ten mecz *-* opis przezyc..... cudo ^^ Czekam nn;* Pozderki, Jagooda
OdpowiedzUsuńJaki cudowny rozdział!! Zakochałam się w tym opowiadaniu <3 Już nie mogę się doczekać, kiedy będą razem :D Szkoda, że tak długo do nexta, ale jakoś postaram się wytrzymać ;**
OdpowiedzUsuńUwielbiam Twoje opowiadanie ;) Normalnie za tego 8 lutego to Cię znienawidzę ;p ale jakoś będę musiała wytrzymać ;)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny, nie rozumiem czemu uważasz inaczej... Ciekawa jestem czy Mario i Larry w końcu sobie wyznają co do siebie czują, a jak tak to co Marco na to... ale on też to jest uparty. Pogodzili by się i byłby święty spokój ;p
Zapraszam do siebie i pozdrawiam serdecznie!
Ruda :*
Świetny rozdział *-*
OdpowiedzUsuńZazdroszczę talentu do pisania i wyobraźni :*
Obserwuje i oczywiście czekam na kolejne rozdziały :D
http://przemysleniaa-k.blogspot.com/
Ha, no to Mario się wygadał. Moja mina wtedy była pewnie podobna do miny dziennikarki i Larry :)
OdpowiedzUsuńRozdział świetny. Bardzo udanie opisałaś mecz i te wszystkiego przygotowania czy rozmowy chłopaków.
Podoba mi się bardzo! ;)
Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału i do następnego <3
Przy okazji zapraszam do siebie na nowy rozdział :*
Pozdrawiam :3
Pomysł jaki i samo opowiadanie to po prostu bomba! Po przeczytaniu jednego już czekam na następny rozdział! Wielki talent masz, gratuluję ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam <3
Uwielbiam ♥
OdpowiedzUsuńRozdział mega :D
Pamiętaj, że nawet jak nie komentuje ( zazwyczaj nie mam czsasu) to zawsze czytam :*
Bardzo fajny rozdział ;) Już nie mogę się doczekać następnego rozdziału hehe :*
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:
droga-do-milowci.blogspot.com
Dopiero zaczynam. ;)