niedziela, 1 lutego 2015

Mały komunikat...

Dobra, nie taki mały.
Niniejszym ogłaszam, że z dniem dzisiejszym kończę swoją działalność na tym blogu. 
Jak pewnie większość z Was wie, podchodziłam do tego opowiadania dwa razy. Zmieniałam fakty, wydarzenia i nic. Zacięłam się w dokładnie tym samym momencie. Między innymi dlatego musieliście "czekać" na nowy rozdział aż tyle czasu. Problem w tym, że już się nie pojawi.
Nie obiecuję, że wrócę, ani że nie wrócę. Zwyczajnie nie wiem. Na razie jest zawieszone. Najprawdopodobniej nic więcej się tutaj nie pojawi, aczkolwiek mam coś innego. Ruszyłam z blogiem o Mario i Tonim Kroosie.
Mam nadzieję, że wybaczycie mi to idiotyczne zachowanie. Zwyczajnie nie przemyślałam sobie tego wszystkiego i nawaliłam. Postanawiam poprawę!
Tak więc dziękuję za wszystko, przepraszam i do zobaczenia na innych moich blogach. Mam nadzieję...:))

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział X

~~§~~
Często myślimy o tym, co by było gdyby... Wiele jest chwil, w których postąpilibyśmy zupełnie inaczej. Po przemyśleniu wiemy, że podjęta decyzja była zła.
Larry wiedziała, że nie powinna cieszyć się z tej ciąży. Ale nie umiała opanować pozytywnych emocji. Od dłuższego czasu chodziła z uśmiechem na twarzy. Cała ta sytuacja dała jej nie tylko małą istotkę, ale i chłopaka godnego pozazdroszczenia. Miała wrażenie, że z Mario naprawę może wejść na wyższy poziom znajomości. Teraz była tego niemal pewna.
Wygładziła meczową koszulkę Borussi Dortmund i ze śmiechem, patrząc w lustro odwróciła się. Po raz setny zaczęła podziwiać idealnie naprasowaną dziesiątkę z nazwiskiem - "Götze". Opuściła powieki, kiedy przez jej ciało przeszedł bliżej niezidentyfikowany dreszcz. Wyobraziła sobie twarz zadowolonego piłkarza strzelającego bramkę. To wystarczyło, by całym sercem pragnąć zwycięstwa żółto-czarnych. Nigdy nie myślała, że postanowi pojawić się na stadionie piłkarskim, w dodatku jako kibic. A teraz nie wyobrażała sobie przegapienia podobnego wydarzenia. Jeden zawodnik był dla niej zdecydowanie zbyt ważny, by tak po prostu odpuścić.
Ostatnio sporo myślała. Nie miała na to wiele czasu, bowiem spędzała go z zabieganą Lexie lub zatroskanym ojcem jej dziecka, ale jednak udało się znaleźć parę chwil tylko dla siebie. Nie mogła odpędzić niektórych stwierdzeń, niekiedy naprawdę trafnych. Od razu zauważyła, że nie byłaby w stanie odmówić młodemu pomocnikowi czegokolwiek. Mogłaby za nim nawet wskoczyć w ogień. Wcześniej gubiła się w jego towarzystwie, teraz patrząc w czekoladowe oczy Niemca czuła stado motyli umiejscowionych blisko żołądka. Dawały o sobie znać niezwykle intensywnie z każdym jego dotknięciem, muśnięciem jej delikatnej skóry.

niedziela, 11 stycznia 2015

Rozdział IX

~~§~~
Niesamowite ile radości może wnieść do naszego życia jedna osoba. Wspaniałe wydaje się również mocne przywiązywanie do niej, chęć, by już nigdy nas nie opuszczała. Pod górkę robi się dopiero kiedy chwilę po pierwszej pojawia się druga żeby mocno namieszać w naszej i tak już nienormalnej codzienności.
W Dortmundzie zawsze było tłoczno, ale brunetka lubiła tą atmosferę. Kochała przemierzać mocno zaludnione uliczki, podziwiać piękno owego niemieckiego miasta. Potrafiła cieszyć się każdą spędzoną w nim chwilą, doceniać nawet najbłahsze zalety. W Stuttgarcie nigdy tego nie doświadczała, tam szukała jedynie negatywów, których, przynajmniej według niej było na pęczki.
Chłodny wiatr zrywał czapki z głów przechodniów, a ciemne chmury pokrywające niebo zwiastowały rzęsistą ulewę. Mimo wszystko dziewczyny nie miały najmniejszego zamiaru zrezygnować z piątkowego spaceru, który powoli chylił się ku końcowi.
- Czyli co, za tydzień nocka w domku nad jeziorkiem? - spytała Sarah z uśmiechem. Delikatnie uniosła głowę, by przekonać przyjaciółkę do tej propozycji. Nie wiedziała, że tak daje to tyle, co nic.
- A Erik serio musi z nami jechać?
Larry była wyraźnie niezadowolona z takiego obrotu sprawy. Wolała spędzić ten czas jak dawniej, jedynie z roześmianą blondynką, ogniskiem i masą upieczonych pianek. Oczywiście ta opcja nawet nie wchodziła w grę.
- Erik, Mario, ty i ja. Żadnych zmian kochana! - odparła Hiszpanka dotykając delikatnie ramienia przyszłej matki. Chciała pokazać, że życie stoi przed nią otworem i tak naprawdę jedna wpadka może przynieść więcej dobrego, niż złego.
- Skoro tego chcesz.
Marissol uśmiechnęła się promiennie.

niedziela, 4 stycznia 2015

Rozdział VIII

~~§~~
Tak to już bywa, że kiedy człowiek ucieka przed swoim strachem, zwykle doświadcza go jeszcze szybciej niż początkowo było mu to pisane. Dlatego często lepiej zmierzyć się z naszymi lękami możliwie jak najprędzej, by uniknąć późniejszych komplikacji. 
Ciepłe promienie słońca i świeże powietrze wpadające do pokoju Laurence sprowadziły ją z powrotem na ziemię. Dziewczyna lubiła spać i wiedziała, że wstaje dużo później od Marco czy Lexie, ale jakoś nikt nie robił z tego powodu wyrzutów.
Usiadła na łóżku, przeciągnęła się rozciągając zastałe po nocy mięśnie, po czym spojrzała na zegarek. Jedenasta dwadzieścia. W sumie normalna godzina jak na osobę kładącą się o drugiej w nocy. Niestety wiedziała, że niedługo będzie musiała zacząć zmieniać ten nawyk. 
Westchnęła i ruszyła w kierunku łazienki. Poranny, gorący prysznic dodawał jej energii i był nieodłączną częścią jej dnia. Potrafiła stać pod ciepłym strumieniem ponad godzinę, ale dzisiaj jakoś nie miała na to ochoty. Wyszła po dziesięciu minutach umyta, z mokrymi włosami, które zaraz wytarła ręcznikiem. Wciągnęła na siebie biały top z rękawem trzy-czwarte i ciemne rurki, rozczesała gniazdo, które zawsze powstaje na jej głowie po umyciu, wyszorowała zęby, po czym gotowa zeszła na dół.
Stawiając stopy na coraz to kolejnym stopniu zastanawiała się, czego powinna się spodziewać. Po powrocie do domu Marco oznajmił, że nie chce żadnych kłótni i resztę dnia spędził przeglądając laptopa zamknięty w sypialni. Najprawdopodobniej oglądał mecze, to zawsze go uspakajało. Mimo wszystko cała ta sytuacja nie podobała się młodej Niemce. Mógł złościć się na nią i Mario, ale co do tego wszystkiego miała Lexie, z którą także nie zamienił nawet słowa? Zupełnie nic!

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział VII

~~§~~
Kiedy pokłócisz się z osobą, na której naprawdę Ci zależy, każda chwila trwa jakby wieczność. Myślisz tylko czy aby na pewno wszystko wróci na swoje miejsce. Wspominasz, marzysz, masz nadzieję, że przeżyjecie razem jeszcze masę wspaniałych momentów. Oczywiście niepokój nigdy Cię nie opuszcza. 
Mario powoli uniósł powieki i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że wydarzenia wczorajszego dnia drastycznie zmienią jego życie, ale nie przejmował się tym. Oczami wyobraźni widział słodką dziewczynkę biegającą w miniaturze jego klubowej koszulki i spódniczce po murawie Signal Iduna Park. Uśmiechniętą, radosną, niezwykle podobną do mamy. To wystarczało, by wszystkie obawy związane z ciążą Larry minęły, uleciały w dal, jakby ich nigdy nie było. Faktycznie, nie znali się za długo, ale to nie znaczy, że nie mogą razem wychować własnego dziecka. 
Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na sukienkę przewieszoną przez krzesło w jadalni. Tak, spała u niego. Nie mógł jej tak po prostu zostawić samej, więc kiedy wybiła druga w nocy, a po Marco i Lexie nie było śladu, zabrał brunetkę do siebie. Nie spodobał mu się jeden fakt, odgłosy z łazienki. Zerwał się z łóżka i chwilę później stał na progu przyglądając się okropnej scenie. Wymiotowała. 
- Nie patrz na to - mruknęła spuszczając wodę. Usiadła na toalecie patrząc na niego spode łba. 
- Wszystko w porządku? 
Kompletnie olał wypowiedziane przez nią słowa, bo nie umiał tak po prostu odejść i zostawić jej z tym wszystkim samej. Ukucnął przy bladej dziewczynie, po czym delikatnie ujął jej dłonie.
- Szósty tydzień, to normalne - skomentowała z cieniem uśmiechu. - Niedługo powinno być lepiej. 
Götze kiwnął głową w geście zrozumienia.