poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział VII

~~§~~
Kiedy pokłócisz się z osobą, na której naprawdę Ci zależy, każda chwila trwa jakby wieczność. Myślisz tylko czy aby na pewno wszystko wróci na swoje miejsce. Wspominasz, marzysz, masz nadzieję, że przeżyjecie razem jeszcze masę wspaniałych momentów. Oczywiście niepokój nigdy Cię nie opuszcza. 
Mario powoli uniósł powieki i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że wydarzenia wczorajszego dnia drastycznie zmienią jego życie, ale nie przejmował się tym. Oczami wyobraźni widział słodką dziewczynkę biegającą w miniaturze jego klubowej koszulki i spódniczce po murawie Signal Iduna Park. Uśmiechniętą, radosną, niezwykle podobną do mamy. To wystarczało, by wszystkie obawy związane z ciążą Larry minęły, uleciały w dal, jakby ich nigdy nie było. Faktycznie, nie znali się za długo, ale to nie znaczy, że nie mogą razem wychować własnego dziecka. 
Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na sukienkę przewieszoną przez krzesło w jadalni. Tak, spała u niego. Nie mógł jej tak po prostu zostawić samej, więc kiedy wybiła druga w nocy, a po Marco i Lexie nie było śladu, zabrał brunetkę do siebie. Nie spodobał mu się jeden fakt, odgłosy z łazienki. Zerwał się z łóżka i chwilę później stał na progu przyglądając się okropnej scenie. Wymiotowała. 
- Nie patrz na to - mruknęła spuszczając wodę. Usiadła na toalecie patrząc na niego spode łba. 
- Wszystko w porządku? 
Kompletnie olał wypowiedziane przez nią słowa, bo nie umiał tak po prostu odejść i zostawić jej z tym wszystkim samej. Ukucnął przy bladej dziewczynie, po czym delikatnie ujął jej dłonie.
- Szósty tydzień, to normalne - skomentowała z cieniem uśmiechu. - Niedługo powinno być lepiej. 
Götze kiwnął głową w geście zrozumienia.
- Jak będziesz czegoś potrzebowała, dzwoń - szepnął patrząc prosto w jej tęczówki. Ciemne niczym smoła, ale piękne i tajemnicze. 
- Będę pamiętać.
Rozpromieniła się na dobre. Powoli stanęła na nogach, następnie ruszyła w stronę wyjścia i wzięła się za zdejmowanie koszulki piłkarza z własnego ciała. 
Szatyn zamarł, jednak pokrzepiony śmiechem Niemki wyszedł z małego pomieszczenia. 
- Nie wstydzę się Ciebie, przecież widziałeś mnie nago. Zawsze mam pod spodem jeszcze bieliznę - skomentowała rozbawiona jego zachowaniem. 
Wyciągnęła rękę z t-shirtem, który Mario zaraz zabrał i posłała mu ciepły uśmiech. 
- Nadal twierdzę, że nie musiałeś - odparła stojąc przed nim w niekompletnym negliżu. - Ale dziękuję.
Zawodnik Borussi przełknął głośno ślinę. Nie wiedział, co zrobić w takiej sytuacji. Podziwiał każdy cal jej ciała z fascynacją czując jednocześnie, jak jego policzki przybierają iście rumianą barwę. Nienawidził siebie za to, zawsze musiały go zdradzać. Oczywiście w tej chwili nie zwracał na nie prawie żadnej uwagi, pragnął przytulić dziewczynę stojącą naprzeciw do swojego torsu i już nigdy jej nie wypuszczać.  Całować malinowe wargi brunetki z niezwykłą namiętnością zaklepaną dla miłości życia. I wtedy coś w nim drgnęło. Jakaś bliżej nieokreślona osłona odpadła z jego serca, które teraz było wolne i biło z szaleńczo szybkim tempem. Miał wrażenie, że zaraz wyskoczy, zwyczajnie ucieknie z piersi, by połączyć się w jedno ze ślicznotką zakładającą właśnie krótką sukienkę.
- Będę uciekać, Marco pewnie odchodzi od zmysłów - wywróciła oczami ze śmiechem. Złożyła na jego policzku delikatny pocałunek, po czym objęła szyję piłkarza szczupłymi ramionami i mocno się do niego przytuliła. - Dziękuję za wszystko, jesteś niesamowity. 
Götze ogarnęło zakłopotanie, bowiem mięsień w jego piersi przyspieszył jeszcze bardziej. Bał się, że dziewczyna to zauważy i go wyśmieje, ale nic takiego się nie stało. Po prostu trwali w przyjacielskim uścisku jak para starych, dobrych znajomych. Dla niego niestety tylko znajomych...
Kedro powoli odsunęła się od Niemca. Otworzyła powieki, które wcześniej opuściła, by rozkoszować się zapachem jego ciała. Nie mogła uwierzyć, że przytrafiło jej się coś równie niezwykłego, wręcz nieprawdopodobnego. Tyle było kobiet, które pragnęły autografu Mario, a ona miała żyć z nim do końca przez wzgląd na dobro dziecka. Mogła nazwać to szczęściem, ale nie do końca. W pewnym sensie pragnęła wrócić do dawnego życia, znów stać się tą niezwyciężoną Laurence śpiewającą przy ognisku, wychodzącą z Sarą na imprezy, bawiącą się w najlepsze. Ale patrząc na to z innej strony cieszyła się, że zostanie matką. Przynajmniej teraz. Wystarczył tydzień, by bezgranicznie pokochać dziecko, które nosiła pod sercem i przywiązać się do wszystkiego, co z nim związane. Oczywiście wchodził w to jego ojciec. 
- Pamiętaj, jak będziesz czegoś potrzebowała wystarczy jeden telefon i jestem na miejscu - powiedział z niezwykłą troską. 
- Jasne, będę dzwonić nawet w nocy - zaśmiała się kuzynka Reusa. - To do zobaczenia. 
Odwróciła się do niego plecami, po czym powolnym krokiem ruszyła w stronę wyjścia. Nie chciała się z nim rozstawać, najlepiej zostałaby już na zawsze. W końcu spodziewali się potomka, chyba mogliby spróbować czegoś więcej, prawda? Albo i nie...
- Larry! - usłyszała głos piłkarza za plecami i automatycznie odwróciła się z uśmiechem na twarzy. - Wiesz, chłopaki by się obrazili, gdybym nie powiedział im o maluszku. Może poszłabyś ze mną jutro na trening? 
Poświęciła chwilę na intensywne myślenie, które nie trwało długo.
- Jak mogłabym się nie zgodzić? 
Szatyn odwzajemnił jej uśmiech. 
- W takim razie będę o czternastej.
- Nie lepiej, żebym pojechała z Marco? 
Götze przełknął ślinę, po czym lekko się skrzywił. Nie chciał tego. 
- Przyjadę, niczym się nie martw - postanowił ukazując słodkie dołeczki w policzkach.
- W takim razie do jutra.
Tym razem nic jej nie zatrzymało. Po prostu wyszła i skierowała się w stronę domu blondyna. Musiała przeprowadzić z nim poważną rozmowę, bo tak być nie mogło. 

***

Wewnątrz panowała niezręczna jasność. Larry przeczesała dłońmi lekko skołtunione włosy, po czym weszła do salonu. Czekała no serię piorunujących spojrzeń Reusa spod gazety i wyrzutów blondynki dotyczących jej nieodpowiedzialnego zachowania, jednak nic takiego się nie stało. Piłkarza nawet nie było w środku, a kobietę doszczętnie pochłonęło zaglądanie w coraz to kolejne torby stojące przy kanapie. 
Brunetka usiadła obok Lexie i uśmiechnęła się niepewnie.
- Zakupy? - zapytała. Doskonale wiedziała, że partnerka Marco jest mistrzynią w wyszukiwaniu promocji i okazyjnych cen.
- Napadło mnie. Spędziłam w centrum cztery godziny, ale się opłacało - oznajmiła sięgając po jedną z trzech toreb. Podała ją zdezorientowanej Kedro. - Zobacz, w końcu to dla ciebie. 
Niemka zdziwiona brakiem pytań względem jej nieobecności zajrzała do środka i oszołomiona wytrzeszczyła oczy. Wyjęła śliczne, białe śpioszki w nieregularne, szare wzorki. Były naprawdę malutkie.
- Wspaniałe, prawda? - pisnęła podekscytowana dwudziestorzylatka.
- Ale przecież mamy jeszcze ponad siedem miesięcy!
- Uwierz mi, to wcale nie jest dużo. Zleci, nim się obejrzysz - odparła blondyna podnosząc kolejną torbę. 
- Dałabym radę kupić te rzeczy sama - mruknęła zapatrzona w maleńkie ubranko przyszła matka. 
Nigdy nie myślała, że coś takiego będzie w stanie ją wzruszyć, a jednak czuła napływające do oczu łzy. Nie wytrzyma i się popłacze, przynajmniej tak myślała. Nie wiedziała, czy to wina hormonów, czy czegoś zupełnie innego, aczkolwiek nie było jej z tym dobrze. Wolała nieporuszoną wersję siebie.
- Przecież mówiliśmy, że Ci pomożemy, prawda? - partnerka klubowej jedenastki nie dopuściła do siebie nawet słowa sprzeciwu. Ekscytowała się wizją niemowlaka w rodzinie, chciała być jak druga matka, bo dobrze wiedziała, że na własnego potomka musi jeszcze trochę poczekać. - A to taki dodatek od nas. Marco z pewnością będzie dumny, kiedy zobaczy w tym malucha. 
Langer wyjęła z torby miniaturową, meczową koszulkę Borussi z jedenastką i napisem Onkel. Brunetka nie rozumiała wśród piłkarzy mody ubierania dzieci w klubowe stroje, ale gdy tylko zobaczyła żółto-czarny trykot w rozmiarze osiemdziesiąt zakochała się. Wiedziała, że najprawdopodobniej Mario bardzo będzie chciał, aby ich dziecko nosiło jego numer i nazwisko na plecach, jednak z tej też będą korzystali. Nie odpuści. 
- Uparł się i nie chciał, żebym kupiła z Götze junior. Powiedział, że prędzej przejdzie do Bayernu niż pozwoli na coś takiego. Cokolwiek miało to znaczyć. 
- Mój w pewnym sensie siostrzeniec nie będzie nosił koszulki tego idioty - zaoponował Reus akcentując ostatnie słowo. Usiadł obok swojej narzeczonej z kwaśną miną. Czyli mu nie przeszło. 
Wręcz przeciwnie. Blondyn od samego rana krzątał się po domu rozmyślają na temat macierzyństwa Larry. Podchodził do tego dość niepewnie. Bolało go, że został perfidnie oszukany przez przyjaciela, osobę, której ufał bezgranicznie. Miał ochotę wytrzeć jego podobiznę z pamięci. Jakby kogoś takiego nigdy nie było. Musiał odseparować Kedro od szatyna, przynajmniej w granicach możliwości. A dziecko... z tym nic nie mógł zrobić. Jeśli Mario będzie chciał je widywać, on nie przyłoży do tego nawet najmniejszego palca. Niech robi to, czego jego dusza zapragnie. Ale kuzynki mu nie odda, zbyt wiele sam przez niego wycierpiał, by teraz jak gdyby nigdy nic pozwolić klubowej dziesiątce skrzywdzić jedną z ważniejszych osób w jego życiu.
- A to niby dlaczego? Przecież nie zrobił nic złego! - zawołała Kedro wrzucając ubranko z powrotem do torby. 
- Oszukał mnie, to nazywasz niczym?! W życiu mu nie wybaczę!
- Spokój! - blondynka nie chciała kłótni. - Zrobią, co będą chcieli, ty nie masz tutaj nic do powiedzenia. 
- Nie żartuj, dobrze? Przecież oni się nawet nie znają! - zawołał zirytowany Marco.
- To się poznają, nie rób afery tam, gdzie jej nie ma! - odparła Langer. - Poradzą sobie.
- Daj spokój, chodzi o Mario! To duży dzieciak, zostawi ich przy pierwszej lepszej okazji!
Brunetka spojrzała na niego ze łzami w oczach. O co mu znowu chodzi?! 
- Pleciesz od rzeczy - syknęła Lexie przytulając ją do siebie.
- Sama pleciesz - odszczeknął się piłkarz, po czym zareagował dokładnie tak samo, jak poprzedniego dnia. Wybiegł z domu trzaskając drzwiami. Musiał ochłonąć, bo zrobi coś, czego później będzie żałował. A tego zdecydowanie nie chciał.
_______________
Witam Was z nowym rozdziałem, z którego zdecydowanie nie jestem zadowolona. Pisałam go cały dzień, a z końcówką i tak musiałam się spieszyć, dlatego wyszło jak wyszło. Beznadzieja... Ale trudno, mam nadzieję, że ten jeden raz przeżyjecie;) 
Mało opisów uczuć Marco, ale on tutaj jeszcze zagości. Sami zobaczycie. Teraz czekam na opinie i zmykam pisać rozdział na nowego bloga. Tak, piszę coś z Olivią Reus;D To coś jest o Mitchellu Langeraku i wszystkich zainteresowanych zapraszam:
Z całą pewnością będziemy zadowolone z każdego komentarza;)
Teraz zostawiam Was z tym czymś wyżej i mam nadzieję, że będziecie dla mnei wyrozumiali;**

8 komentarzy:

  1. na początku i w środku jedno wielkie: awwwwwwwwwwwwr *_* słodko! :3
    na końcu: Marco! Marco! Marco! Ty idioto! jeszcze niedawno chciał ich zeswatać, a teraz ma problem. ;/ ja rozumiem, że czuje się oszukany, ale no niech on postawi się na miejscu Mario! Czy nie chciałby zająć się kobietą z którą będzie miał dziecko? Jestem rozczarowana jego postawą. I zastanawia mnie, czy zdanie, a mianowicie jego część "zbyt wiele on sam przez niego wycierpiał" jest z tym powiązane. Bo domyślam się, że zabolało go, że Mario mu nie powiedział, ale żeby aż tak ostro reagować? Wydaje mi się, że za tym kryje się jeszcze jakaś sprawa.... No a teraz z wieeeelką niecierpliwością czekam na następny. :) Chyba umrę z ciekawości ;) tak, jak pisałam wcześniej jest już nowy rozdział u mnie, zapraszam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marco nie myśli racjonalnie w przeciwieństwie do Mario;)) Zrobię z niego takiego prawdziwego słodziaka, by później coś zepsuć. Zdecydowanie za dużo gadam...
      Nie umrzesz, spokojnie xd To tylko tydzień, dasz radę. Przynajmniej ja wierzę w Ciebie całym serduszkiem razem z mózgiem, który wymyśla te wszystkie opowiadania ;**

      Usuń
  2. Sfsfsfdsdfsfsdsdmfsonmfisn *-* Normalnie tak się cieszę, że nie rozróżniam literek i nie potrafię sklecić czego zgranego w tym komentarzu. Ale koczowałam i się doczekałam wreszcie, no! :D
    Jak i tak już wiesz, oczekiwałam, że jako tako zamieścisz tu więcej odczuć Marco w stosunku do tej całej dziwnej jak dla niego sytuacji. Nic nie szkodzi, w sumie nawet to dobrze, że jeszcze tego nie opisałaś, ale pewnie nadrobisz w przyszłych rozdziałach.
    Nie wiedziałam, że Mario zachowa się tak odpowiedzialnie. Nie powiem, zdziwiłam się jego dojrzałą reakcją. :) Niewymownie odetchnęłam z ulgą, kiedy to nie zmienił swojego zdania co do wychowania dziecka. I dobrze. Jego stosunek do Larry jest taki jaki powinien być. Niech dalej ją wspiera, bo ona teraz potrzebuje tego bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Musi wiedzieć, że może liczyć na szatyna w każdej chwili. I on najwyraźniej dotrzyma słowa. :D Co do znajomych... Wiadomo jednakże, iż nie mogą tak 'hop siup' zrobić z siebie pary. Liczę na to, że w czasie tego wyczekiwania będą mieli czas poznać się lepiej. Jeśli chodzi o trening, na który ma przyjść Kedro, czuję niechybnie jakąś grubszą aferę. Będzie jakieś spięcie miedzy Mario i Marco, na pewno. ;)
    A już myślałam, że Reus nie wpuści swojej kuzynki do domu. Uff, na szczęście jego wtedy nie było. I prezent Lexie strasznie mnie rozczulił, nie wiadomo dlaczego. Ale w najlepszym momencie musiał wparować właśnie on, psując całą atmosferę. Martwi mnie jego dalszy stosunek do przyjaciela po tym wszystkim. Mam pewne obawy, ponieważ boję się, że może on naprawdę w jakiś sposób przeszkodzić w tym, żeby nie widywał matki swojego dziecka. Grrr, już ja mu dam popalić, jak coś wykombinuje. -,- Nie podoba mi się to trzaśnięcie drzwiami. Mam złe przeczucia.
    Ale ja i tak wiem, że będzie to coś wspaniałego w twoim wykonaniu! ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. Okej. :)
    Akcja z Mario mega mega urocza, ale nie spodziewałam się, że zabierze Larry do siebie i przede wszystkim, nadal próbuję zrozumieć, że tak dojrzale przyjął wiadomość o jej ciąży. Zapewne będzie świetnym opiekunem i ojcem.
    Jestem ciekawa, jak zachowa się frraz Reus w stosunku do Lexie, bo gołym okiem widać, że jego narzeczona chciałaby mieć dziecko. Oby rozbieżność opinii nie posypał się ich związek, bo są naprawdę słodką parą.
    Natomiast co do postępowania Marco wobec Götze i swojej kuzynki - właśnie tak to sobie wyobrażam - zazdrosny Reus, broniący swojej krewnej przed najlepszym kumplem, który będzie ojcem jej dziecka. Ekscytujące! :) Może się z tego rozwinąć interesujący wątek :)
    Pozdrawiam i rutynowo zapraszam do siebie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mario jest kochany *.*! Marco musi mu wybaczyć. Wierzę, że się pogodzą ;) powodzenia w dalszym pisaniu, pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Wybacz za drobne spóźnienie, ale nie miałam weny na zabieranie za czytanie :(
    Jednak jestem i muszę Cię ochrzanić, bo gadasz głupoty. Rozdział jest ciekawy u wyszedł Ci świetnie :)
    Liczę, że i Mario, i Marco pójdą do rozum do głowy oraz się pogodzą, bo ta kłótnia jest zupełnie nie potrzeba.
    Już nie mogę się doczekac kolejnego rozdziału! Mam nadzieję, że dodasz go szybciutko ;)
    Pozdrawiam, życzę weny i udanego sylwestra! <3

    OdpowiedzUsuń
  6. Awww *,* jak słodkooo <3 Kurcze uwielbiam Mario!*,*
    Reus jest wkurzony..w sumie sie mu nie dziwię .. Jednak niech nie przesadza, bo jeszcze zrobi coś nie tego i późjniej będzie problem ;/
    Super rozdział :*
    No to Szczęśliwego Nowego 2015 Roku! Bardoz dużo weeeny! <3
    Niecierpliwie czekam na nowy rozdział ;)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Dopiero dzisiaj wpadłam na tego bloga, ale muszę przyznać, że jest świetny!! :D Pięknie piszesz, kochana. A na dodatek wszystkie Twoje historie niesamowicie wciągają. Nie mam pojęcia, jak Ty to robisz, ale zazdroszczę. <3 Już nie mogę się doczekać kontynuacji i tego, czy Reus w końcu się uspokoi. No i oczywiście czy Larry i Mario dadzą sobie szansę ;***

    OdpowiedzUsuń