czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział IV

~~§~~
Pięć stopni za oknem, wiatr i lekkie zachmurzenie ukazywały, że jesień zmierza ku końcowi. 
Było niezbyt ciepłe, listopadowe popołudnie. Dzieci w szkołach ze zrezygnowaniem robiły notatki na lekcjach ziewając, ludzie zaharowywali się w pracy, a dla piłkarzy oznaczało to tylko jedno. Kolejne ligowe spotkania.
Z powodu mniejszej ilości treningów i zdecydowanie gorszej intensywności w ostatnich dniach przez nękającą władze klubu epidemię grypy, trzeba było przećwiczyć swoją formę przed meczem z Herthą Berlin, który zbliżał się wielkimi krokami. Zostały ledwo cztery dni, a jak to ujmował trener, byli w ciemnej dupie. Żaden z zawodników tak nie uważał, każde spotkanie wygrywali, ewentualnie remisowali, zdobyli superpuchar Niemiec pokonując Bayern Monachium dwa do zera, w tabeli byli wiceliderami. Ale dla szkoleniowca to było zdecydowanie za mało, oczekiwał kolejnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, co niestety nie było proste.
Marco siedział w jadalni grzebiąc widelcem w niezbyt udanej jajecznicy. Myślał nie tylko o nadchodzącym treningu, ale i Larry. Dziewczyna była teraz głównym tematem zmartwień w jego głowie. Ta cała sprawa z samotnym macierzyństwem i brakiem faceta zdecydowanie nie robiła na nim dobrego wrażenia. Chciał zobaczyć ją szczęśliwą, u boku kolegi z drużyny, najlepiej Götze czy Piszczka. Uważał, że ta dwójka była zdecydowanie najbardziej rozgarnięta i tolerancyjna. Mógł jeszcze zaproponować Immobile. Włoch naprawdę nieźle sobie radził, zdecydowanie przypadł mu do gustu.
Westchnął zdając sobie sprawę z tego, że nie będzie to łatwe. Mario od dwóch lat nie spotykał się z żadną dziewczyną, Łukasz ciągle starał się podejść siostrę Kuby, a Ciro jeszcze nie do końca zyskał jego zaufanie.
- Co ty taki zmarnowany dzisiaj? - doszedł go bardzo znajomy, melodyjny głos. Podniósł wzrok, a przed jego oczami stanęła śliczna brunetka z uśmiechem na twarzy. 
- To już powzdychać sobie człowiek nie może? - zapytał kręcąc głową. Wrócił do grzebania w jedzeniu nie zwracając najmniejszej uwagi na poczynania kuzynki.
- Nie no może. Po prostu jesteś jakiś przygnębiony. Denerwujesz się czymś?
Kedro nałożyła na swój talerz kromkę chleba z dżemem truskawkowy, po czym wypełniła przezroczystą szklankę mlekiem.
- Wstałem lewą nogą i tyle - wyjaśnił odkładając widelec. Nie zmieści już więcej, jego żołądek ścisnął się niezwykle mocno przed wizytą u lekarza. Kolejny powód do stresu, pięknie!
- Okej. Niech Ci będzie - mruknęła dwudziestodwulatka zabierając się za jedzenie. 
Reus przyglądał jej się z zaciekawieniem. Stwierdził, że wyładniała ostatnio. Jej policzki nabrały rumieńców, długie włosy zaczęły układać się w lekkie fale, biodra delikatnie się zaokrągliły, dodając jej jeszcze bardziej kobiecych kształtów. Gdyby nie byli rodziną, pomyślałby, że jest naprawdę pociągająca. A nawet seksowna. 
"Opanuj się i nie popadaj w paranoję!" - upomniał się w myślach. Zdecydowanie przesadzał.
- A o czym to tak dyskutujecie? - do jadalni weszła Lexie w bardzo dobrym nastroju. Cudownie, kolejna promieniejąca szczęściem! Chyba tylko on był dzisiaj taki ponury. 
- Tak jakoś o niczym - odpowiedziała Larry z uśmiechem. 
Blondynka podeszła do piłkarza, usiadła mu na kolanach i złożyła na jego wargach dość namiętny pocałunek, który oczywiście oddał najlepiej, jak tylko potrafił. Niestety nie poprawiło to wstrętnego nastroju, jaki go dzisiaj ogarniał.
Laurence patrzyła na to z lekką zazdrością, a w głowie chodziła jej pewna scena. Ona i Mario, zakochani w sobie po uszy siedzą w salonie oglądając durny serial zadowoleni z faktu, że niedługo po raz pierwszy zostaną rodzicami. Jak stare, dobre małżeństwo. Szybko odpędziła od siebie tę myśl z przekonaniem, że przecież nigdy z nim nie będzie. Maluch to jedyna rzecz, która ich łączy.
Spuściła głowę, utkwiła wzrok w jedzeniu i zaczekała, aż ktoś się do niej odezwie. Para chyba nie chciała jej zbytnio torturować, bo zaraz skończyli, a Lexie znalazła się na krześle obok. 
- Dzisiaj do lekarza? - spytała smarując chleb masłem. 
Laurence przytaknęła z cieniem uśmiechu na ustach. 
- Podekscytowana? - blondynka nie mogła ukryć radości. 
- Trochę tak.
- Słyszałam, że Marco Ci się lekko wtrącił do grafiku - mruknęła patrząc z ukosa na swojego narzeczonego.
Reus zmierzył ją wzrokiem i pokręcił głową. To chyba nie był jego najlepszy dzień. 
- Sama mu pozwoliłam - rzuciła Kedro.
Wszyscy patrzyli na siebie, każdy w inny sposób. Atmosfera nie była wspaniała, możliwe, że przez humory blondyna.  Chciał to z siebie wyplenić, ale nie potrafił. Miał dziwne wrażenie, że przejdzie mu dopiero po fakcie, kiedy Larry będzie miała rodzinę, prawdziwą rodzinę.
Stwierdził, że musi wziąć sprawy w swoje ręce.

***

Larry siedziała w poczekalni, nerwowo ruszając lewą nogą. 
A co, jeśli wcale nie jest w ciąży? Albo jest bezpłodna? Lub ciężko chora?
Te pytania krążyły jej po głowie nie dając spokoju, a Marco patrzył na nią jak na wariatkę. Położył delikatnie dłoń na jej kolanie w celu dodania otuchy, jednak to nic nie dało. Dziewczyna tylko spojrzała na niego z wyrzutem, że ośmielił się ją tknąć w takiej chwili, więc piłkarz szybko zabrał rękę. Zdecydowanie nie chciał awantury wśród kilku ciężarnych kobiet, bo doskonale wiedział, że potrafią dokopać. Pamiętał co Tugba i Agata wyprawiały z chłopakami. Wtedy drużyna zawarła pakt: nie dopuścić, by w ich towarzystwie była więcej niż jedna para spodziewająca się dziecka.
W jednej chwili przeszedł mu przez głowę pomysł, że Lexie też mogłaby być brzemienna. Na samą myśl miał ochotę złapać się za głowę i zacząć płakać. Nie, przez najbliższe dziewięć miesięcy nie mógł dopuścić do takiej sytuacji!
Kolejka mijała dość powoli, umówiona godzina wybiła dwadzieścia minut temu, a irytacja w brunetce z każdą sekundą spędzoną na plastikowym siedzeniu rosła. Dlaczego nie może mieć tego już za sobą? 
- Uspokój się - szepnął Reus prosto w jej ucho. 
- Łatwo Ci mówić.
Blondyn westchnął. Chyba jednak mógł trzymać buzię na kłódkę. 
Wskazówka zegara przesuwała się powoli, a dwudziestodwulatka miała wrażenie, że ten martwy przedmiot sobie z niej drwi. Niby głupia wizyta u lekarza, a czuła się jak człowiek idący na stryczek, czy oskarżony, który zaraz ma usłyszeć wyrok. Coś strasznego, szczególnie dla osoby towarzyszącej, która boi się zrobić cokolwiek, by tylko nie pogorszyć sytuacji.
Wreszcie nadeszło zbawienie. Kobieta z dużym brzuchem opuściła pomieszczenie z uśmiechem, kiedy rozbrzmiało kolejne wezwanie. 
- Laurence Kedro proszona do gabinetu lekarskiego. 
Brunetka ścisnęła dłoń kuzyna, po czym weszła do czystego pokoju pełnego aparatury. Siedziała tam kobieta około czterdziestki, przeglądająca kartę swojej obecnej pacjentki. 
- Proszę, usiądźcie - uśmiechnęła się do nich przyjaźnie wskazując dwa krzesła stojące naprzeciw jej biurka. Sprawiała przemiłe wrażenie. - Badania kontrolne przechodziła pani cztery miesiące temu. O co więc chodzi? 
Larry przełknęła ślinę i wskazała na Marco. Dała mu do zrozumienia, że ma powiedzieć za nią. Chłopak ścisnął dłoń przyszłej mamy i wziął głęboki oddech. 
- Uważa, że jest w ciąży - powiedział z kamienną twarzą. Kedro musiała przyznać, że dobrze zrobiła zabierając go ze sobą. Sama nigdy nie wypowiedziałaby tych słów. 
- Skąd takie przypuszczenie?
"Niech to szlag!" - zaklęła. Odchrząknęła dość głośno. Wiedziała, że tego Reus już za nią nie powie. 
- Robiłam test.
- Rozumiem. W takim razie zapraszam na badanie - lekarka wskazała leżankę w rogu pomieszczenia służącą do robienia USG. Tego akurat można się było spodziewać. Niemka nie umiała jednak puścić ręki kuzyna, więc zaciągnęła go za sobą i dopiero kiedy blondyn usiadł na stołku obok, ona położyła się przygotowana na porcję zimnego żelu. 
Musiała też przyznać, że dwa krzesła przed biurkiem, jak i ten głupi, drewniany stołek przy leżance strasznie popsuł jej nastrój. Wiedziała, że tak tutaj jest. Przecież ojcowie bardzo często przychodzą z przyszłymi matkami na kontrole. Ale bolał ją fakt, iż nie ma przy niej Mario. Że tak naprawdę nigdy go tutaj nie będzie. 
Lekarka przystąpiła do badania, a na sporych rozmiarów monitorze pojawił się lekko niewyraźny, czarno-biały obraz. Dziewczyna wstrzymała oddech, a kiedy kobieta wskazała jej niewielki punkt mówiąc, że to właśnie jej dziecko, uśmiechnęła się. Teraz już wiedziała, że mały, albo mała istnieje naprawdę. Dokładnie w tej chwili jej serce wypełniło się miłością do kolejnej osoby, która z całą pewnością będzie najbliższa jej sercu. 
Po wylewnych gratulacjach i kilku łzach szczęścia siwiejąca kobieta wyłączyła sprzęt.
- Musi pan o nich dbać. I najlepiej powiedzieć narzeczonej, bo zdrada to nic przyjemnego, ale i nadzwyczajnego. Wiele takich par jak wy do mnie przychodzi - stwierdziła ginekolog patrząc na niego surowym wzrokiem. Odłożyła przyrządy na miejsce dając tym samym Larry znak, że może już wstać. 
- S-słucham?! Przecież to nie jest moje dziecko! Nie jest moje, prawda? - Marco nie wiedział, co powiedzieć. Siedział sztywno ze ściskiem w piersi.
Brunetka spojrzała na niego spod uniesionych brwi.
- Niby jak mogłoby być twoje? - spytała myśląc, że chłopak sobie z niej żartuje.
- Normalnie, facet plus dziewczyna równa się dziecko!
- Reus, facet, dziewczyna plus seks bez zabezpieczeń równa się dziecko! Czy my kiedykolwiek uprawialiśmy seks?! - miała ochotę zaśmiać się histerycznie, ale w ostatniej chwili się powstrzymała.
- Nie przespałbym się z własną kuzynką! - krzyknął gestykulując.
- Więc skąd pomysł, że mogłabym być z tobą w ciąży?!
Lekarka tylko patrzyła na nich zdezorientowanym wzrokiem. Z jej błędu wyszła całkiem niezła sprzeczka.
- On nie jest ojcem tylko kuzynem - sprostowała szybko Larry, by bardziej nie pogrążać zszokowanego zawodnika Borussi.
- Najmocniej przepraszam, mój błąd.
- Nic się nie stało - odpowiedziała dwudziestodwulatka puszczając wreszcie dłoń klubowej jedenastki. Musiała przyznać, że wyglądało to bardzo dwuznacznie i na samą myśl, że mogłaby chociaż pocałować Marco, prychnęła. Szczególnie po tej wymianie zdań, nie myślała, że facet w jego wieku może wyłączyć myślenie na tak wysoką skalę.
- Jednak prosiłabym, aby ojciec stawił się na chociażby jednym badaniu - oznajmiła lekarka.
Dobry humor Niemki w jednej chwili prysł niczym bańka mydlana. Znów Mario, ostatnio jej życie ciągle kręciło się wokół tego chłopaka. 
- Postaram się - mruknęła zrezygnowana. Nie chciała kłamać, ale kto wie? Może jednak zdecyduje się zawitać u szatyna i wyjawić mu prawdę? 
- No to widzimy się za miesiąc i życzę powodzenia - siwiejąca kobieta uśmiechnęła się do nich, a kiedy wyszli, żadne nie odezwało się nawet słowem.
Piłkarz był zawstydzony swoim zachowaniem, jak mógł zapytać o coś tak głupiego i oczywistego zarazem? Przecież nie zapładnia się przez trzymanie za rękę! Pokręcił głową zirytowany własną głupotą.
Wsiedli do samochodu, ruszyli. Na desce rozdzielczej widniała godzina, piętnasta czterdzieści. Marco przyspieszył, a Larry myślała, jak to teraz będzie. Do tej pory nic do niej nie dochodziło. Nie kochała tego dziecka, wręcz go nie chciała. Kto by pomyślał, że jedno badanie tak bardzo może zmienić czyjeś podejście do takiej sprawy.
- I jak, przekonałeś się? - nie wytrzymała obustronnego milczenia.
- Do czasu, kiedy stwierdziła, że zrobiłem dziecko własnej kuzynce, tak.
- Oj daj spokój, poważnie pytam - dziewczyna nie mogła ukryć cienia uśmiechu. Ze zdenerwowania automatycznie przeszła w rozbawienie.
- A ja poważnie odpowiadam.
Więcej się nie odezwali.
_______________
Zastanawiałam się, czy dodać go dzisiaj, czy w niedzielę z totalnym przerobieniem, bo nie wiedziałam, czy mam już wstawić Mario jako przyszłego tatusia. Stwierdziłam, że poczekacie jeszcze dwa/trzy rozdziały;) A to wyżej podoba mi się tak sobie, zupełnie nic się nie dzieje, wieje nudą na kilometr. Więc tak, zdecydowanie brakuje mi naszego Bawarczyka. Spodziewajcie się go w niedalekiej przyszłości.
Teraz, ucieszona zwycięstwem Borussi w ostatnim meczu ligowym odchodzę, by napisać dalszą część tego opowiadania. Specjalnie dla Was, za wszystkie opinie, które znalazły się pod poprzednim postem;** A i pragnę zaprosić jeszcze raz na bloga o Barcy (ja go piszę, wiem, szok):
http://tot-el-camp-es-un-clam.blogspot.com/ 
Do fanów Bartry i Roberto (Alba też się przewinie), wpadajcie!
Trochę się rozpisałam, nie lubię siebie za to, bo i tak mało kto to czyta. Ale chyba musicie się przyzwyczaić, bo co chcę się opanować, wychodzi jeszcze dłużej;/ To do zobaczeni! ♥

16 komentarzy:

  1. Nie narzekaj, fajny jest ten rozdział! :D
    Coraz bardziej lubię Larry i Marco jako kuzynostwo. Pasowaliby do siebie również jako para i po jego rozważaniach przy śniadaniu wpadłam na pomysł, że może jeszcze wyskoczysz z czymś niespodziewanym... :)
    Mario w BVB brakuje mi tak samo, jak Tobie, ale już nic nie zrobimy - zostawił Dortmund i jest szczęśliwy tam, gdzie jest teraz.
    Na koniec zapraszam do siebie na jutro:
    http://dont-be-afraid-of-love.blogspot.com
    W trzecim rozdziale Reus i Götze pojawią się już osobiście :)
    Pozdrawiam i czekam na następny rozdział, Monika :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mario brakuje chyba każdemu, tak samo jak Lewego. To są piłkarze, których nie da się zastąpić nawet najlepszą śmietanką ze świata piłki nożnej, osoby, o których my zawsze będziemy pamiętali. I jeśli Marco odejdzie, będę to przeżywała równie mocno, jak koniec gry dla żółto-czarnych Mario. Nie wiem jeszcze jak to będzie, kiedy zgarną go Królewscy, zupełnie nie wiem, jak się zachowam, ale wolałabym, żeby został w Dortmundzie.
      I dziękuję za miłe słowa ;)) ;*

      Usuń
  2. To prawda, jednak każdy piłkarz chce spróbować czegoś nowego, wspiąć się na wyższy poziom, więc prędzej czy później zmieni klubowe barwy, a my musimy się z tym pogodzić... Nie myślę jeszcze o odejściu Marco, bo nie wyobrażam sobie BVB bez niego (jak na początku bez Götze), z drugiej strony mam nadzieję, że wybierze mądrze i będzie zadowolony z podjętej decyzji :)
    Pozdrawiam ciepło :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marco na pewno wybierze mądrze, jeśli odejdzie, to dla własnego dobra. Borussia bez Reusa nie będzie już taka sama. Mam tylko szczerą nadzieję, że unikniemy powtórki i ominie go gra dla Bawarczyków.
      Również pozdrawiam ;)

      Usuń
  3. Ja już nie mogę doczekać się najbliższego rozdziału czekam z niecierpliwością mam nadzieję że Goetze szybko się pojawi, a ta sprzeczka rodzinna mistrzowska

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, Mario na pewno pojawi się w niedalekiej przyszłości, to masz jak w banku;)

      Usuń
  4. I dzień jest od razu lepszy.
    Wcale się nie zdziwiłam, widząc po kilkunastu linijkach tekstu, że Marco jest w takim a nie innym humorze. Ale trochę zbulwersowało mnie to, że tak w myślach bezczelnie potrafił dobierać do swojej kuzynki kilku facetów po kolei! :D Dobra, to akurat był żart.
    I jeszcze ta sytuacja w gabinecie... Cóż, chcąc nie chcąc musiałam pomyśleć nad tym, jak to by było, gdyby to jednak nie byli kuzyni. Ale oczywiście przecież to nie my mamy za ciebie decydować co napiszesz! ;) Przez twojego bloga zaczęłam myśleć o Mario częściej niż ostatnio. I mimo wszystko uświadomiłam sobie, jak boli mnie to, że gra w innej koszulce niż żółto-czarna.
    Z wielką, ogromną niecierpliwością czekam na następny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że Mario zaczął odwiedzać twoją głowę częściej. Zawsze go uwielbiałam i mimo tego, co się stało, nie przestałam go lubić. Piłkarze są jacy są, niektórzy grają, bo to kochają, inni, bo chcą zarobić. Ale oceniając go po poziomie gry i tym, co wyprawia na boisku, można się zakochać. Tak się stało ze mną i raczej już się to nie zmieni.
      Marco też lubię, jednak nie podbił mojego serca tak jak Gotze, Ramos, Krycha, Milik czy Iniesta. Nie wiem dlaczego;))
      Dziękuję za miły komentarz;**

      Usuń
  5. Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam zupełnie czasu ostatnio :/
    Ale jestem i komentuję!
    Na początek: świetny rozdział! Ogromni mi się podoba :)
    Sytuacja w gabinecie - mistrzostwo! Poprawiłaś mi nieźle humor XD
    Życzę weny na kolejne rozdziały i powodzenia :*
    Pozdrawiam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokojnie, każdemu zdarza się okres, kiedy brakuje czasu na dosłownie wszystko ;)
      Co do tej sytuacji w gabinecie nadal mam wrażenie, że jest mega naciągana więc cieszę się, że Ci się podobała. Dziękuję bardzo za wyrażenie opinii;*

      Usuń
  6. Wybacz, że dopiero teraz, ale miałam bardzo dużo rzeczy ostatnio na głowie. Ale przeczytałam oba rozdziały i jestem zachwycona ;) Reus jest po prostu genialny! I taki słodki! Boże dzięki Twojemu opowiadaniu kocham go jeszcze bardziej <3
    Czekam co się to stanie jak Marco weźmie sprawy we własne ręce. Ciekawe z kim ją będzie chciał zeswatać ;) bo jak z Mario to to bedzie niezły ubaw :P
    Pozdrawiam i życzę weny :)
    Ruda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Marco jako sfatka? W sumie nie miałam brać tego pod uwagę, ale po długich namyśleniach stwierdziłam, że czemu by nie? ;) Coś się wykombinuje.
      Dziękuję za poświęcenie czasu na czytanie tych bohomazów;*

      Usuń
  7. Jestem! ;)
    Bardzo cieszę się, że mnie tu zaprosiłaś ^^ Już mi się podobaa aww <3
    Czekam niecierpliwie na następny rozdział. .
    Aha.. jestem ciekawa czy namieszasz coś z Drumem ;*
    Bziaki:**
    ~Julita ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z Durmem zobaczymy, może... ;)) Jeszcze nie wiem, strasznie się waham, ale w najbliższym czasie coś wymyślę i postanowię;p
      Dziękuję za przemiły komentarz i pozdrawiam;**

      Usuń
  8. I tutaj też jestem ;) mam nadzieję, że Mario niedlugo się o wszystkim dowie *__* czekam na next`a i pozdrawiam ;**

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie powiem, jestem na etapie pisania dowiadywania się, ale mam kilka tekstów do przodu, więc wiesz;) Spodziewajcie się, kiedyś... Tak, kochacie mnie xd
      A tak na serio, cieszę się, że czytasz obydwa moje blogi. Dziękuję bardzo, to wiele dla mnie znaczy;**

      Usuń