poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział VII

~~§~~
Kiedy pokłócisz się z osobą, na której naprawdę Ci zależy, każda chwila trwa jakby wieczność. Myślisz tylko czy aby na pewno wszystko wróci na swoje miejsce. Wspominasz, marzysz, masz nadzieję, że przeżyjecie razem jeszcze masę wspaniałych momentów. Oczywiście niepokój nigdy Cię nie opuszcza. 
Mario powoli uniósł powieki i uśmiechnął się delikatnie. Wiedział, że wydarzenia wczorajszego dnia drastycznie zmienią jego życie, ale nie przejmował się tym. Oczami wyobraźni widział słodką dziewczynkę biegającą w miniaturze jego klubowej koszulki i spódniczce po murawie Signal Iduna Park. Uśmiechniętą, radosną, niezwykle podobną do mamy. To wystarczało, by wszystkie obawy związane z ciążą Larry minęły, uleciały w dal, jakby ich nigdy nie było. Faktycznie, nie znali się za długo, ale to nie znaczy, że nie mogą razem wychować własnego dziecka. 
Powoli podniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał na sukienkę przewieszoną przez krzesło w jadalni. Tak, spała u niego. Nie mógł jej tak po prostu zostawić samej, więc kiedy wybiła druga w nocy, a po Marco i Lexie nie było śladu, zabrał brunetkę do siebie. Nie spodobał mu się jeden fakt, odgłosy z łazienki. Zerwał się z łóżka i chwilę później stał na progu przyglądając się okropnej scenie. Wymiotowała. 
- Nie patrz na to - mruknęła spuszczając wodę. Usiadła na toalecie patrząc na niego spode łba. 
- Wszystko w porządku? 
Kompletnie olał wypowiedziane przez nią słowa, bo nie umiał tak po prostu odejść i zostawić jej z tym wszystkim samej. Ukucnął przy bladej dziewczynie, po czym delikatnie ujął jej dłonie.
- Szósty tydzień, to normalne - skomentowała z cieniem uśmiechu. - Niedługo powinno być lepiej. 
Götze kiwnął głową w geście zrozumienia.

środa, 24 grudnia 2014

Feliz Navidad!

No to zaczynamy...
Wesołych, pogodnych, radosnych, szczęśliwych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia życzy suenos;**
Przepraszam, nigdy nie byłam dobra w składaniu życzeń. Zawsze musiałam odwalić jakiegoś babola, dlatego dzisiaj nie przesadzam. Oby się spełniły wasze marzenia i zdrowie dopisywało, chyba to jest najważniejsze;)
Jak prezenty? Obiecałam jeszcze jeden prócz świątecznego opowiadania i słowa dotrzymałam. O co mi chodzi? Na blogu głównym:
http://suenos-pisze.blogspot.com (otworzy się w nowej karcie, spokojnie ;p)
znajdziecie post o reprezentacji Hiszpanii. Polecam przeczytać, bo kiedy sama to pochłaniałam miałam niesamowicie szeroki uśmiech na twarzy;)
Jeszcze raz najlepszego i zmykam na Wigilię skarby ♥

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Rozdział VI

~~§~~
Ten stan, kiedy twoje nogi odmawiają posłuszeństwa, a mózg pracuje na najwyższych obrotach myśląc co zrobić, by płynnie wyjść z niezbyt przyjemnej sytuacji zdecydowanie nie należy do ulubionych. Każdy człowiek stara się unikać tego typu zajść, jednak czasami są one nieuniknione. Zwyczajnie przychodzą by nas pogrążyć, wyznać prawdę, którą ukrywaliśmy przez jakiś okres. Najczęściej nie kończy się to szczęśliwie. 
Larry spojrzała na swojego kuzyna zbolałym wzrokiem. Niepotrzebnie się odzywała, mogła to zostawić dla siebie. Jednak nie potrafiła zapanować nad własnymi strunami głosowymi, wypowiedziała te słowa automatycznie, niczym maszyna pracująca dzień i noc, przyzwyczajona do wykonywanych danych czynności. 
- Skąd go znasz? - spytał Reus nie ukrywając zdziwienia. 
Brunetka przełknęła ślinę w nadziei, że sporych rozmiarów gula, która utknęła niespodziewanie w jej gardle zniknie. Oczywiście nic z tego nie wyszło.
- Z imprezy - ledwo wypowiedziała te słowa. Szeptała, ale doskonale wiedziała, że towarzysząca im dwójka także słyszy tę krępującą konwersację.
- Jak to z imprezy, jakiej imprezy? 
Blondyn zaśmiał się ironicznie wymachując ramionami i po chwili zamarł z jedną ręką uniesioną ku górze. Skojarzył fakty.
- Ty chyba nie chcesz mi powiedzieć, że to... - wskazał na brzuch dziewczyny. Jego oczy przybrały wielkość spodków do kawy, a kiedy ujrzał ogarniający ją smutek wiedział, że odpowiedź nie może być inna. Delikatnie przytaknęła.

sobota, 20 grudnia 2014

Czas na prezent

Last Christmas
I gave you my heart
But the very next day
you gave it away
This year
To save me from tears
I'll give it to someone special

Czujecie świąteczną atmosferę? Ubieranie choinki, zawieszanie światełek, pieczenie ciastek, pakowanie podarków. Madridiści otrzymali już najlepszy prezent w postaci finału KMŚ, teraz czas na czytelników opowiadań o piłkarzach. Moich czytelników! ♥
Jak wcześniej wspominałam, mam dwie niespodzianki. Jedną dostaniecie pod choinkę w Wigilię, drugą udostępniam dzisiaj. Tak, nie mogę wytrzymać. Zresztą jakoś nie mam ochoty pisać o Świętach w Nowym Roku;)
Wigilia prosto z Hiszpanii w nowiutkim opowiadaniu o Jesé! Mam nadzieję, że wpadniecie i chociaż lukniecie okiem na te bazgrołki, bo naprawdę staram się przekazać Wam jak najwięcej tego, co dzieje się w mojej głowie. A muszę ulżyć własnej duszy, bo mam ciężki okres nie tylko w szkole, ale i w przyjaźni (czy tam miłości, zależy z której strony patrzeć;/). No i powstaje to coś niżej:
"Przeżyliście kiedyś zawód sercowy? A kłótnię z rodzeństwem? Teraz wyobraź sobie, że te dwie rzeczy kumulują się dobijając Cię doszczętnie, wypruwając resztki miłości z Twojego wnętrza. Zostajesz z bratem, który jako jedyny stanął z Tobą po tej samej stornie barykady i namowami mamy na spędzenie rodzinnych świąt z osobami, których nienawidzisz całym sercem, kimś, kogo kiedyś kochałaś, a teraz nawet nie chcesz na nich patrzeć. Masz jakiś wybór? Nic więc dziwnego, że dla Evelis ten grudzień miał być życiową porażką."
Brawa dla ukochanej Jull, która przejrzała moje zamiary;) 
To czekam na opinie skarby!! ♥

suenos;**

środa, 17 grudnia 2014

Rozdział V

~~§~~
Minuta spędzona w stresie trwa niczym wieczność. Nasze myśli zapełniają przeróżne scenariusze, zazwyczaj te złe, aczkolwiek zdarzają się także pozytywne. Niestety dużo rzadziej. Czasem najlepiej jest odpuścić, przestać zadręczać się czyimiś problemami, martwić się tylko i wyłącznie o czubek własnego nosa. Tyle, że Marco tak nie potrafił, nie w tej sytuacji. Chodziło o Larry, jego najukochańszą kuzynkę, dziewczynę, z którą spędził całe swoje życie, za którą gotów był w każdej chwili umrzeć. Darzył ją zbyt wielkim uczuciem, by zostawić to wszystko na jej barkach, pozwolić, by stała się wrakiem, straciła marzenia, zerwała z uśmiechem i szczęściem. Z tego właśnie powodu postanowił wprowadzić pewien plan w życie. Skoro sama nie potrafi odnaleźć ojca swojego dziecka, Reus musi jej w tym pomóc. Może i nie będzie to mężczyzna, który je spłodził, jednak zawodnik dortmundzkiego klubu z całą pewnością pokocha je tak samo mocno, jak własne. Szatyn taki już był, jeśli na kimś mu zależało, automatycznie chciał jak najlepiej dla otoczenia tej osoby. Właśnie dlatego wybór blondyna padł na niego, a nie kogoś innego. W tej chwili nie liczyła się przyjaźń, a dobro Larry i dziecka. 
Klubowa jedenastka stanęła przy linii bocznej boiska w celu uzupełnienia płynów. Złapał butelkę z wodą i szybko pociągnął jeden łyk, później drugi. Spodziewał się, że niedługo zawartość plastikowego naczynia wyląduje na nim, ponieważ od niedawna był to ulubiony sport Götze - skakanie na jego plecy, kiedy pił. Nie pomylił się, chwilę później stał z ręką, w której trzymał butelkę oddaloną jak najdalej od siebie, w mokrym już nie tylko od potu, żółtym stroju treningowym, ocierając wodę kapiącą mu z brody. Spojrzał gniewnie na przyjaciela.

czwartek, 11 grudnia 2014

Rozdział IV

~~§~~
Pięć stopni za oknem, wiatr i lekkie zachmurzenie ukazywały, że jesień zmierza ku końcowi. 
Było niezbyt ciepłe, listopadowe popołudnie. Dzieci w szkołach ze zrezygnowaniem robiły notatki na lekcjach ziewając, ludzie zaharowywali się w pracy, a dla piłkarzy oznaczało to tylko jedno. Kolejne ligowe spotkania.
Z powodu mniejszej ilości treningów i zdecydowanie gorszej intensywności w ostatnich dniach przez nękającą władze klubu epidemię grypy, trzeba było przećwiczyć swoją formę przed meczem z Herthą Berlin, który zbliżał się wielkimi krokami. Zostały ledwo cztery dni, a jak to ujmował trener, byli w ciemnej dupie. Żaden z zawodników tak nie uważał, każde spotkanie wygrywali, ewentualnie remisowali, zdobyli superpuchar Niemiec pokonując Bayern Monachium dwa do zera, w tabeli byli wiceliderami. Ale dla szkoleniowca to było zdecydowanie za mało, oczekiwał kolejnego zwycięstwa w Lidze Mistrzów, co niestety nie było proste.
Marco siedział w jadalni grzebiąc widelcem w niezbyt udanej jajecznicy. Myślał nie tylko o nadchodzącym treningu, ale i Larry. Dziewczyna była teraz głównym tematem zmartwień w jego głowie. Ta cała sprawa z samotnym macierzyństwem i brakiem faceta zdecydowanie nie robiła na nim dobrego wrażenia. Chciał zobaczyć ją szczęśliwą, u boku kolegi z drużyny, najlepiej Götze czy Piszczka. Uważał, że ta dwójka była zdecydowanie najbardziej rozgarnięta i tolerancyjna. Mógł jeszcze zaproponować Immobile. Włoch naprawdę nieźle sobie radził, zdecydowanie przypadł mu do gustu.

sobota, 6 grudnia 2014

Prezent na Mikołajki!

Jak wiecie, dzisiaj święto Mikołaja!
Wszyscy dają sobie prezenty i takie tam. Stary zwyczaj. Moja rodzina preferuje (na ten dzień) ręcznie robione prezenty, więc moje zdziwienie było wielkie, kiedy dostałam kurs języka hiszpańskiego i książkę o Podolskim.  A sama każdemu zrobiłam zakładki do książek wypruwając sobie oczy, kiedy podwójnie wyszywałam na sztywnym materiale "FC Barcelona". Ale nieważne.
Chcę Was poinformować, że także przygotowałam dla Was niespodziankę. Otóż ruszyłam z nowym blogiem. Nie będę przeciągać, bo nie ma po co. Tylko opis, link i do widzenia, bo Real Madryt na boisko wchodzi!! ♥
"Młody, szczęśliwy, spełniony. Marc Bartra ma wszystko - rodzinę, pieniądze, swoją ukochaną Barcelonę i ślub zapasem. Niestety, jak to często bywa, los skomplikuje mu życie, kiedy pewnego ranka obudzi się w łóżku obok ślicznej przyjaciółki swojej narzeczonej. Pytanie, czy tego chciał, czy po prostu uległ emocjom po hucznej imprezie sylwestrowej."
Zachęcam do przeczytania prologu: http://tot-el-camp-es-un-clam.blogspot.com/ 
Serdecznie zapraszam i miłej końcówki Mikołajek!!! ;** 

piątek, 5 grudnia 2014

Rozdział III

~~§~~
Przeprowadzka to często ciężki okres w życiu człowieka. Musi zostawić to, nad czym tyle pracował, przyjaciół, rodzinę, ulubione miejsca, wiążące się z nimi wspomnienia. Z takim postanowieniem pojawia się nie tylko ból, ale i tęsknota, która często wykańcza nas psychicznie.
Larry nie czuła niczego podobnego. Nie dość, że miała zamieszkać w domu swojego kuzyna, ledwie dziesięć minut drogi od jej starego mieszkania, to jeszcze otrzymała pomocną dłoń od najbliższych. Nie wiedziała, czy poradzi sobie sama z dzieckiem, a Marco i Lexie wręcz spadli jej z nieba oferując swoją pomoc. Kochała ich i wiedziała, że podjęła dobrą decyzję. 
Pamiętała za to, jakie uczucia towarzyszyły jej podczas przeprowadzki ze Stuttgartu. Ledwo rok temu rozpaczała razem z Sarą, że zostaną rozdzielone, że stracą to, co budowały przez lata, własną przyjaźń. Ale Kedro miała dość życia bez rodziców, wymiotować jej się chciało, kiedy przemierzała tak dobrze znane jej uliczki, z którymi wiązały się wspomnienia. W tej chwili niezwykle bolesne wspomnienia. Patrzyła na ławkę w parku, na której zawsze siadała z mamą podczas niedzielnych spacerów, na staw, w którym kąpała się z tatą, gdy była mała, na kawiarenkę, w której często zasiadali rozmawiając o błahostkach. To było dla niej o wiele gorsze. Na szczęście wyszło jak wyszło i cztery miesiące później Sarah dołączyła do niej, dając tym samym do zrozumienia, że nic nie zniszczy ich więzi.
- Ile masz tych rzeczy? - zapytał wycieńczony Marco wracając do mieszkania. Kilkunastokrotna przeprawa z pudłami z czwartego piętra po schodach i późniejszy powrót na górę nie działały na niego dobrze. Że też akurat dzisiaj na drzwiach windy pojawiła się kartka z napisem „awaria”. Co za ironia!