~~§~~
Szokujące wieści często prowadzą do porządnego stanu oszołomienia.
Chyba każdy o tym wie. Nic więc dziwnego, że Marco nadal nie umiał
otrząsnąć się po tym jednym, krótkim zdaniu wypowiedzianym przez jego
kuzynkę. Jakim cudem?
Stał
teraz w kuchni parząc zieloną herbatę
dla jednej z najważniejszych dziewczyn w jego życiu i przetrawiał to, co
usłyszał kilkanaście minut temu. Czy aby na pewno nie padł ofierze
kolejnego kawału z jej strony? Niemożliwe. Nigdy nie żartowali z takich
tematów. To
zbyt poważne, szczególnie jeśli chodzi o dziewczynę, która nie ma
partnera.
Wziął kubek z parującym napojem w dłonie, po czym
przeszedł do salonu. Podał naczynie brunetce ledwo znosząc jej stan i
usiadł obok. Zaczął bawić się palcami nie do końca wiedząc, jak podjąć
temat. Nigdy nie był w takiej sytuacji, a to z pewnością delikatna
sprawa.
Kedro spojrzała na niego zapuchniętymi oczami, a w
kącikach jej ust zakręcił się lekki uśmiech, który jednak nigdy nie
wyszedł na światło dzienne.
- Dziękuję - szepnęła pociągając
spory łyk. Ciepło od razu rozeszło się po jej ciele poprawiając samopoczucie. O wiele lepiej.
- Larry, jak to się stało? - spytał Reus patrząc na nią ze współczuciem. Nigdy nie życzył jej takiego losu.
Brunetka westchnęła i pokręciła głową. Ten temat zdecydowanie nie przychodził jej łatwo. Chciała o tym zapomnieć, mieć tą rozmowę już za sobą. Ale najpierw trzeba było ją odbyć.
Brunetka westchnęła i pokręciła głową. Ten temat zdecydowanie nie przychodził jej łatwo. Chciała o tym zapomnieć, mieć tą rozmowę już za sobą. Ale najpierw trzeba było ją odbyć.
- Od ponad dwóch lat nie miałaś chłopaka. Myślałem, że wiesz... nie bawisz się w to - mruknął blondyn zaciskając dłonie w pięści.
Niemka ponownie poczuła ukłucie w sercu i ten cholerny ból, kiedy nie wiesz, co masz robić. Nie obyło się również bez wstydu. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach niczym krople deszczu, który szalał teraz za oknem. Już nawet ich nie ocierała, w pewnym sensie przynosiły ukojenie. Wyładowywały złe emocje targające nią od samego rana dając lekką ulgę w zaistniałej sytuacji.
Niemka ponownie poczuła ukłucie w sercu i ten cholerny ból, kiedy nie wiesz, co masz robić. Nie obyło się również bez wstydu. Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach niczym krople deszczu, który szalał teraz za oknem. Już nawet ich nie ocierała, w pewnym sensie przynosiły ukojenie. Wyładowywały złe emocje targające nią od samego rana dając lekką ulgę w zaistniałej sytuacji.
- Bo nie bawiłam się w to. Ta
noc miesiąc temu była jedyną, jaką odbyłam z chłopakiem od trzech lat. I
akurat wtedy zabrakło mi szczęścia. - powiedziała patrząc pod nogi. Nie
miała odwagi spojrzeć w oczy swojego kuzyna. Nie po tym, co zrobiła.
Zachowała się tragicznie, jak dziwka. Innego określenia nie znała, a to
było całkiem słuszne. Dała się wykorzystać i porzucić jak zwykła szmata.
Tyle w temacie.
- Jeśli już, to szczęścia zabrakło wam! - odparł
Marco podkreślając ostatnie słowo. I nagle go olśniło. - Kto jest ojcem
dziecka?
Dwudziestodwulatka zatrzęsła się cała na myśl o Mario. Nawet nie znała jego nazwiska. Niby co miała powiedzieć?
- Nie wiem o nim zbyt wiele - szepnęła zaciskając palce na kubku.
- Jak to? - spytał blondyn głupiejąc.
-
Poznałam go tamtej nocy. Byłam pijana, nie panowałam nad sobą. I...
stało się. - stwierdziła pociągając nosem. Pięknie, teraz nawet Marco
się od niej odwróci.
Chłopak westchnął z chęcią podrapania się po głowie,
po czym objął kuzynkę swoimi ramionami. Zdziwiona Larry spojrzała na
niego załzawionymi oczami.
- Nie jesteś na mnie zły? Myślałam, że każesz mi iść na ulicę, czy coś takiego - załkała chowając twarz w jego koszulce.
-
Nawet tak nie mów! Oczywiście, że nie jestem zły. Takie rzeczy się zdarzają.
Szczególnie po pijanemu - westchnął głaszcząc dziewczynę po włosach. Nie mógł jej teraz zostawić, za bardzo ją kochał i chociaż nie pochwalał jej zachowania i z początku chciał jej przywalić, szybko opanował nerwy. Złość tylko pogorszyłaby sytuację.
Po chwili dobiegł ich dźwięk zamykanych drzwi. Zaraz później
brzęk odkładanych kluczy dał znać o powrocie drugiego z mieszkańców tego
domu, a kroki przywiodły ją do salonu. Na widok zapłakanej Kedro, Lexie
zatrzymała się.
- Co się
stało? - zapytała lekko zdziwiona.
Jeszcze nigdy nie widziała jej w takim stanie. Bardzo lubiła Larry i
mimo, że nie do końca były przyjaciółkami, to w gorszych chwilach
zawsze mogły liczyć na pomoc z drugiej strony.
- Chodź, wytłumaczę Ci - Marco wstał z kanapy delikatnie odpychając od siebie Laurence. - Chyba, że ty chcesz...
-
Nie, ja chciałabym zapomnieć. Jakbyś mógł to zrobić, byłabym wdzięczna
- stwierdziła po raz setny tego dnia ocierając policzki ze słonej wody.
Chłopak wyprowadził swoją narzeczoną do kuchni tak, aby brunetka nie musiała słuchać całej tej historii jeszcze raz. Za to Larry wyjęła telefon z kieszeni i wykręciła numer przyjaciółki.
Do: Sarah
Muszę Ci coś powiedzieć. To ważne. Masz czas jutro wieczorem?
Szybko
wcisnęła przycisk "wyślij", po czym zamknęła oczy. Zaczęła głęboko
oddychać w celu uspokojenia. Otrząsnęła się dopiero po kilku minutach
słysząc dźwięk przychodzącego sms-a.
Od: Sarah
Oczywiście, że mam. O 17:00 w parku? Jak zawsze? ;*
Larry
odpisała krótkie "niech będzie" i schowała komórkę tam, gdzie zawsze.
Nie miała humoru, aby wypisywać durne emotikony. Kiedyś nie umiała
wysłać wiadomości bez niej, wydawała jej się taka pusta, bez życia.
Teraz wszystko się zmieniło.
Siedziała sama przez kilkanaście
minut. Czas wlókł się niemiłosiernie, a ona coraz bardziej chciała
wiedzieć, o czym para tak długo dyskutuje. Wreszcie nadeszło zbawienie i
Reus ze swoją narzeczoną stanęli obok niej.
- Pomożemy Ci - stwierdziła Lexie z uśmiechem.
- Jak to pomożecie? - dudziestodwulatka nawet nie przemyślała tego pytania.
-
Przecież nie zostawimy Cię samej z dzieckiem. Dzisiaj zostaniesz na
noc, a jutro wprowadzisz się do nas. Co ty na to? - Marco wydawał się
zachwycony wypowiadając te słowa.
- Nie mówicie poważnie - odparła patrząc na nich zdezorientowanym wzrokiem.
-
Larry, jesteśmy rodziną. Musimy sobie pomagać. Znalazłaś się w gorszej
sytuacji. Dopóki maluch nie podrośnie, zamieszkasz z nami. I nie ma
innej opcji! - oznajmił blondyn kładąc dłoń na jej ramieniu.
Dziewczyna
nie wierzyła w to, co przed chwilą usłyszała. Czy to sen? Jakiś koszmar
i zaraz obudzi się z powrotem w swoim mieszkaniu, zadowolona z życia,
szczęśliwa?
Nie,
zdecydowanie tak teraz będzie wyglądało jej życie. Macierzyństwo, pomoc
ze strony przyjaciół. Zupełnie inaczej wyobrażała sobie założenie rodziny.
- W
porządku. Nawet nie wiem, jak wam dziękować - poczuła ulgę, że nie zostanie sama. Wiedziała, że popełniła
fatalny błąd, którego już nic nie naprawi. Teraz musiała ponieść
konsekwencje swoich czynów i z podniesioną głową iść dalej przez życie. Cieszyła się, że rodzina jest przy niej i
będzie ją wspierać. Że nie zostanie sama z dzieckiem.
Na Marco i Lexie zawsze można było liczyć.
***
Ciemne
chmury za oknem i krople deszczu obijające się o szybę wprawiały
wszystkich w ponury nastrój. Brzydka pogoda zwykle nie zachwyca i nie ma
się co dziwić.
Mario
siedział na kanapie w salonie swojego domu z pudełkiem lodów na
kolanach. W dłoniach trzymał łyżkę do zupy, którą aktualnie wbijał w
mocno zmrożony, truskawkowy deser. Oglądał komedie romantyczną z dość
sporym zażenowaniem malującym się na jego twarzy. Nigdy nie był fanem
tego typu filmów, ale dzisiaj coś go napadło.
Włożył
do ust łyżkę z lodami, po czym skrzywił się dość mocno. Na ekranie była
któraś z kolei scena łóżkowa, a za takimi zdecydowanie nie przepadał.
Chciał romans z komedią, dostał nieśmieszny chłam i ciągłe migdalenie
głównych bohaterów. Co za idiotyzm!
- Boże, człowieku, ty nawet romantyczny nie jesteś! - krzyknął z pełną buzią wymachując brudnym sztućcem.
Zirytowany
wywrócił oczami, kiedy przerwał mu dźwięk telefonu. Wygrzebał
urządzenie ze sterty poduszek, spojrzał na wyświetlacz. "Erik". Czego
ten człowiek znów od niego chciał?!
- Siema stary, jak leci? - powitał go rozweselony blondyn.
- No siema, nie taki stary znowu. Chcesz czegoś, że dzwonisz? - zapytał przełykając ślinę z lodami.
-
Patrz! Jak ty mnie doskonale znasz - niemal widział kpiący uśmiech
Durma, jaki teraz zagościł na jego twarzy. - Wyrwiesz się na jakąś
imprezę wieczorem, czy znów mam iść sam?
Mario westchnął dość głośno.
- Nigdzie nie idę, a już na pewno nie na imprezę - odparł lekko zirytowany.
-
Ej, co się z tobą dzieje? Odkąd poznałeś tą całą Larry nie ruszyłeś się
nigdzie. Ewentualnie do Marco, czy na trening. Skontaktowałeś się z nią
wreszcie, czy mam wynaleźć Ci jej numer? - piłkarz wypowiedział te
słowa z wyrzutem.
- Pamiętasz, co się stało tamtej nocy? - syknął Götze zdenerwowany. Aż wstyd było mu to wszystko wspominać.
- A no pamiętam. Niesamowite przeżycia łóżkowe! - krzyknął blondyn z sarkazmem. Był delikatnie mówiąc ogromnie zazdrosny, gdyż dziewczyna na wstępie mu się spodobała.
-
Przymknij się! Nic nie rozumiesz? Ja jej nawet nie znałem! Nie wiem,
jak się nazywa, gdzie mieszka, czy w ogóle jest stąd. To nie może się
powtórzyć, rozumiesz?! Miesiąc temu byłem idiotom, nie dopuszczę do tego
po raz kolejny! - powiedział szatyn ściskając łyżkę z całej siły.
- Co, nie możesz o niej zapomnieć? - klubowa trzydziestka-siódemka wcale się nie dziwiła. Sam do tej pory myślał o niej, próbował wykombinować coś, by znów ją zobaczyć. Od trzech tygodni kręcił się w okolicach tamtego klubu licząc na ponowne "przypadkowe" spotkanie, jednak wszystko na nic. Larry się nie pojawiła.
Z kolei Mario
nie wytrzymał. Rozłączył się, rzucił telefon na kanapę, po czym usiadł
bezwładnie na podłodze. Faktycznie, ta dziewczyna miała w sobie coś
niesamowitego. Była piękna, zabawna i przyjacielska. Wspaniale całowała.
I musiał przyznać, że ta noc była najlepszą, jaką w życiu przeżył.
Ale
czuł się potwornie z myślą, że zachował się jak totalny dupek. Jak mógł
zrobić coś tak beznadziejnego? Przecież odbył wcześniej setki imprez i
na żadnej nawet nie pocałował dziewczyny, którą znał tak krótko.
Co wydarzyło się tym razem?
Walnął
się w czoło otwartą dłonią i obiecał sobie, że już nigdy nie zrobi
czegoś podobnego. Najlepiej trzymać się z dala od wszystkich imprez, na
których nie ma Reus'a. On na pewno nie pozwoliłby mu zachować się tak
nieodpowiedzialnie.
Mario musiał przyznać, że bez przyjaciela nie przeżyłby zbyt długo._______________
Właśnie tak prezentuje się dwójeczka. Trochę Mario, trochę Larry dla urozmaicenia.
Mi się średnio podoba, ale decydujący głos należy do Was. I dziękuję za tak liczne pozytywne opinie, to motywuje. Nawiasem do tego, że dodałam ten rozdział dwa dni wcześniej ;))
Trójka najprawdopodobniej pojawi się w piątek (ewentualnie czwartek lub sobotę), wiecie, zależy od motywacji.
A teraz Was zostawiam, mam nadzieję, że się podoba.
Z mocno bijącym sercem czytałam ten rozdział. Chyba nie muszę po raz kolejny powtarzać, że to istne cudo literackie? <3 Myślałam, że Marco przyjmie to o wiele gorzej. Sama w swojej głowie układam różne scenariusze, jakby to mogło wyglądać, aczkolwiek tylko kilka razy wpadła mi do głowy myśl, że przyjmie to nader spokojnie. Cieszę się, że w trudnym okresie dla Larry będzie on swoistym oparciem. I Sarah też... bynajmniej tak myślę.
OdpowiedzUsuńHmmm... tylko w sumie nie wiem, czego po tym wstępie mam się spodziewać w stosunku do Mario. Bo raczej spotkanie z dziewczyną jest nieuniknione, ale mam nadzieję, że potrzymasz nas trochę jeszcze w tej ekscytującej niepewności. *-* I ten taki typowy lekko podmalowany sarkazmem humor Erika w twoim wydaniu jest jeszcze lepszy niż na wielu innych blogach. Życzę weny i mam ogromną nadzieję, że nowy rozdział pojawi się już w piątek. <3
Hej :)
OdpowiedzUsuńZaciekawiła mnie fabuła Twojego opowiadania. Niby prosta, ale nieco inna, niż wszystkie najpopularniejsze. Dodaję do obserwowanych :)
Mam nadzieję, że Larry i Mario wkrótce się odnajdą, a fascynacja Erika dziewczyną i jej zazdrosny kuzyn wprowadzą dużo zamieszania :)
W wolnej chwili zapraszam do siebie (też dopiero zaczęłam): http://dont-be-afraid-of-love.blogspot.com/
Choć główna postać męska jeszcze się nie pojawiła, piszę o Reusie.
Pozdrawiam, Monika :)
Świetne czekam na dalsze rozdziały;)
OdpowiedzUsuńNadrobiłam ;) Super! Generalnie bardzo podoba mi się pomysł na to opowiadanie ;) Chciałabym mieć takiego troskliwego kuzyna jakim jest Marco <3 chociaż wolałabym, żeby Marco nie był moją rodziną ;) Ale tak czy siak, naprawdę idealnie, że zajmą się biedną Larry. Ale z drugiej strony jest sobie sama winna... ale już się nie mogę doczekać jak Reus się dowie, że to właśnie Mario jest ojcem dziecka... Przecież on normalnie stłucze go na kwaśne jabłko xD
OdpowiedzUsuńjedna rzecz mnie tylko zastanawia: dlaczego Mario nigdy wcześniej nie poznał Larry, przecież przyjaźni się z Reusem, więc jakoś to dziwne, że nigdy wcześniej jej nie spotkał... No ale zobaczymy co będzie dalej ;) Czekam z niecierpliwością ;)
Pozdrawiam serdecznie i życzę weny :)
Ruda :*
Tak wiem, też myślałam, co zrobić, żeby było realistycznie. No bo najlepsi przyjaciele, a kuzynki nie poznał. Mam pewien pomysł, jednak myślę, że mimo wszystko całość może być lekko naciągana i niezbyt realistyczna. Ale nie wszystko w opowiadaniach jest realistyczne, prawda? Inaczej większość po prostu nie miałaby prawa bytu.
UsuńDziękuję bardzo za przemiły komentarz;))
suenos ;**
Jejku nadrobiłam cały :) Dzięki za inf na asku i moim blogu, bo warto było tu zajrzeć :)
OdpowiedzUsuńOgólnie wszystko świetnie. Trochę zaszokowała mnie wiadomość o ciąży, ale myślę, że wszystko między nimi się jakoś ułoży :)
Czekam na nn :*
ojojojojoj, jak słodko ze strony Lexie i Marco. <3 ale będzie zdziwko jak się spotka Mario z Larry. ;) czekaam na nn. ^^
OdpowiedzUsuń